piątek, 31 lipca 2009

Dawno tu nic nie napisałem. Powód? Praca, praca i jeszcze raz praca. Oprócz zawodowej - czyli cotygodniowego redagowania „Wiadomości Wrzesińskich” i prowadzenia około 30-osobowej firmy, czyli Wydawnictwa Kropka - mam na głowie sprawy fotograficzne. To nie tylko „Kwartalnik Fotografia”, ale również książki, wystawy i katalogi. Na twórczość własną nie ma czasu zupełnie, mimo wejścia Polski do Unii i w ogóle - do świata kapitalistycznego - nie słychać, żeby doba zaczęła mieć chociaż 26 godzin.

Najwięcej czasu w ostatnich tygodniach zajęło mi zbieranie informacji do pierwszego rozdziału książki o Eryku, pisałem o Jego dzieciństwie, wczesnej młodości i początkach fotografowania. Odbyłem dziesiątki spotkań z ówczesnymi przyjaciółmi Irka, rodziną i znajomymi. I w końcu napisałem ten rozdział - wersji było co najmniej dziesięć, ale ta ostateczna, która znajdzie się w książce, jest z pewnością najlepsza. Do tej pory najczęściej byłem sobie sam redaktorem, więc pisałem i robiłem sobie z każdym nieomal moim tekstem to, co chciałem, natomiast tym razem miałem nad sobą wyższą instancję - redaktora. I bardzo dobrze! Kiedy coś piszesz nie masz dystansu do swoich wytworów - nie widzisz błędów, które popełniasz, tak jak w swoim dziecku - widzisz tylko zalety. A taki ktoś z zewnątrz, ktoś, kto chce, żeby Twój tekst był jak najlepszy i pasował do reszty publikacji, to prawdziwy skarb. Cieszę się, że właśnie Macieja Szymanowicza poprosiłem o objęcie redakcji tej książki. To człowiek niezwykle skrupulatny, prawdziwy naukowiec, po dobrej szkole, który nie puści żadnej lipy, żadnego nieuzasadnionego stwierdzenia. Dzięki niemu ta książka będzie naprawdę dobra!

Pisanie o Eryku, zgłębianie Jego biografii i twórczości było też dla mnie niezwykłą przygodą poznawczo-intelektualną i - nie ukrywam tego - również emocjonalną. Dowiedziałem się o Nim bardzo wielu rzeczy nowych, takich o których wcześniej nie miałem pojęcia. Eryk był skryty, bardzo skryty, niewiele mówił o sobie, robił, ale nie mówił o tym. Będąc teraz tak blisko Niego mam wrażenie, że nigdy wcześniej nie byłem tak blisko. 

W czasie pisania tego rozdziału Eryk śnił mi się trzy razy. Na początku, a nie był to przyjemny sen, Eryk wrócił do redakcji i po wymianie z kolegami (głównie z Tomkiem Małeckim, dziennikarzem „WW”) zwyczajowych i serdecznych uśmiechów, do mnie zwrócił się z twarzą pełną dezaprobaty i wręcz wyrzutów - zrozumiałem, że robię coś nie tak. Po tygodniu czy dwóch śnił mi się Eryk miły wyluzowany, grający na perkusji - wówczas mój tekst był już prawie skończony, gruntownie przeredagowany. Odebrałem to jako aprobatę Eryka. Kiedy rozdział przybrał postać ostateczną Eryk nawiedził mnie sennie jako szczęśliwy człowiek, objął mnie i wyściskał. Nie muszę pisać, że też poczułem się jak w niebie. 

A potem (wernisaż 24.07.2009) w Muzeum Regionalnym we Wrześni przygotowałem wystawę „Ireneusz Zjeżdżałka, prace w kolorze. W pierwszą rocznicę śmierci - przyjaciele” oraz 50-stronicowy katalog. Znalazły się w nim wspomnienia Bartka Smoczyńskiego, z którym Eryk przyjaźnił się w dzieciństwie i we wczesnej młodości, Treny Bartka Myszkiewicza, z którym w latach 90. Eryk tworzył m.in. punkowy „Gnój jak chuj”. Znalazły się tam również opowieści Żołnierza (Artura Pruchniewicza) z hip hopowego Desantu WRZ, z którym Eryk nagrywał jedną z ich płyt oraz moja „próba bilansu” postaci Zjeżdżałki dla Wrześni. Na ścianach sali wystaw czasowych wisiały kolory Eryka z lat 2005-2006 (cykl, którego nie nazwał), a na dwóch ekranach leciały dwie projekcje: Leśna impresja z 1995 (slajdy z muzyką Toma Petty’ego) oraz slajdszoł z najważniejszych czarno-białych cykli Eryka, a jako warstwa dźwiękowa rozmowa z Erykiem Hanny Marii Gizy z radiowej Dwójki. Zarówno muzykę do pierwszej projekcji, jak i dźwięk do drugiej można było usłyszeć po założeniu słuchawek (burmistrz Wrześni kupił specjalnie na tę wystawę 6 słuchawek bezprzewodowych), natomiast w całej sali odtwarzana była muzyka, jaką lubił Eryk, m.in. Desantu WRZ i rosyjskiej formacji „Leningrad”. Mam nadzieję, że Eryk zaakceptowałby tę wystawę i katalog. 

Były łzy rodziny i przyjaciół Eryka, ja też uroniłem coś tam jak Bartek Myszkiewicz na początek wernisażu zaśpiewał i zagrał na gitarze przejmujący utwór, jaki stworzył po śmierci Przyjaciela. Eryk był dla bardzo wielu osób postacią ważną, ba - wyjątkową, wywierającą wpływ, odciskającą piętno, jak to się banalnie stwierdza, i tak dalej, i tak dalej...

Nie uspokoiłem się jeszcze na dobre po wystawie, a tu już przyszło zacząć robić skład „Kwartalnika Fotografia”. Na szczęście, łącznie z korektami i tłumaczeniami poszło na tyle sprawnie, że od wczoraj trwa już druk. Wszystko dzięki Oli Śliwczyńskiej-Kupidura, która jest sekretarzem redakcji. W sprzedaży nowy, 30. już numer, ma ukazać się pod koniec sierpnia. Chcemy jeszcze dać trochę czasu na sprzedanie się numerowi 29. 


Tęsknię za ciemnią. Cieszę się latem, upałem, słońcem, długimi dniami i wieczorami, kąpielami w basenie ogrodowym, biesiadami na wolnym powietrzu, przejażdżkami rowerowymi - ale zbieram siły na jesień i zimę, kiedy znowu, w towarzystwie radiowej Trójki oraz jazzu na CD, posiedzę sobie w ciemni. Latem prawie nie fotografuję, bo słońce, bo liście, bo „trzeba korzystać z lata”. Fotografia zaczyna się dla mnie jesienią i zimą, trwa do wiosny.

Pomyślałem sobie, że żal mi tych młodych fotografów, wychowanych na cyfrze. Nie wiedzą ile przyjemności może dać naświetlanie negatywów, wywoływanie i suszenie odbitek, przycinanie, oprawianie, archiwizowanie. Nie poznają zapachu chemikaliów, nie posiedzą w samotności, ciszy i skupieniu w ciemni.  Nie chcę deprecjonować epoki cyfrowej, cieszą się, że dane mi było startować w analogu.