sobota, 23 maja 2015

Warta Topografia lokalności - Kolektyw Fotograficzny Świetlica

Do 17 maja br. w Galerii Skarbczyk w Jarocinie wisiały niezwykłe fotografie otworkowe. Oto krótka historia ich powstania, najlepiej jak opowie o tym Witek Jagiełłowicz, jeden z członków Świetlicy (mam nadzieję, że nie obrazi się na mnie, że cytuję go bez pytania o zgodę z mejla):

Panoramy, które znalazły się w Jarocinie pochodzą z 2011 r. i dotyczą dwóch realizacji "Warta topografia lokalności" (Oborniki,Obrzycko,Wronki,Sieraków i Międzychód)  oraz  "Zobaczyć niewidoczne, zabawy fotograficzne" (Konin).
Jest to pierwszy etap większego projektu (nie cierpię tego słowa) dotyczącego tzw. „Wielkiej Pętli" , niestety względy finansowe nie pozwalają nam na realizację w tej chwili.
Tą samą metodą w latach 2009-2013 fotografowaliśmy również Poznań, w tym czasie wykonaliśmy kilkadziesiąt fotografii w formatach od 1X1,5m  do 1x2,5m. Większość to negatywy wykonane na papierze barytowym (PE jest zbyt kontrastowy), kilka wywołaliśmy jako wprost pozytywy ale odwrócenie stron zwłaszcza przy architekturze jest dość problematyczne.
Wykorzystywaliśmy głównie stare papiery (spadek kontrastu i zadymienia przy negatywach papierowych mają pozytywne znaczenie) niestety wykorzystaliśmy wszystkie znane nam źródła starych rolek i od jakiegoś czasu zmuszeni jesteśmy robić negatywy i kopie stykowe na świeżym papierze głównie to barytowa Foma. Do kopii stykowych skonstruowaliśmy specjalną kopioramkę (raczej kopioramę) 120x260cm. 
 





Muszę przyznać, że bardzo spodobały mi się te fotografie - raz: bo Warta, dwa: bo analogowo, trzy - bo czarno-biało, cztery - bo panoramy, pięć - bo duży, a właściwie - bardzo duży! - format. Właściwie powinienem jeszcze dodać - po szóste: klasyczny odrealniony klimat. 

Wielkość ma znaczenie - jak pisze w ulotce towarzyszącej wystawie Bogusław Biegowski - Nadwarciańskie panoramy wielkopolskich miast zostały wykonane w najprostszy sposób. Wielką skrzynią z małym otworkiem - Camera Obscura. Fotografia to manichejska opozycja. Negatyw i pozytyw. Archaiczne misterium soli srebra. Prymitywna technologia. Szamański rytuał. Zatrzymanie czasu.

Fotografie wykonali: Radosław Anger, Bogusław Biegowski, Wojciech Haremza, Witold Jagiellowicz, Przemysław Loba, Marcin Męczyński.

czwartek, 14 maja 2015

„Święta wojna” Photo Book Of The Year 2014 na Grand Press Photo 2015


Od kilkunastu lat branżowy miesięcznik „Press” organizuje konkurs fotograficzny Grand Press Photo, w którym w kilku kategoriach nagradzane są dzieła fotoreporterów. W tym roku po raz pierwszy pojawiła się nowa kategoria - najlepsza książka fotograficzna. Parę tygodni temu zadzwonił do mnie Andrzej Skworz, naczelny miesięcznika i zapytał, czy nie wiem jakie ciekawe książki fotograficzne wyszły w 2014 w naszym kraju, czy nie mógłbym czegoś rekomendować lub zgłosić do konkursu? - Chodzi nie tylko o jakość fotografii, ale też o coś ciekawego edytorsko - rzucił.
Od razu pomyślałem o „Świętej wojnie” Wojtka Wilczyka (pisałem o niej tu - http://sliwczynski.blogspot.com/2014/12/swieta-wojna-czyli-kogo-oskarza-wojtek.html), ale głównie z powodu jakości samej fotografii, całego cyklu, tematu niż z powodu wyjątkowego projektu graficznego, czy świetnej poligrafii. Pod tym względem książka Wojtka jest dość zachowawcza. 
Tak czy inaczej - zadzwoniłem do Wojtka, żeby poinformować go tym konkursie. Widać go przekonałem, bo jego wydawnictwo Atlas Sztuki zdecydowało o wysłaniu zgłoszenia. No i dzisiaj okazało się, że było warto! Wojtek jest bardzo szczęśliwy, a ja... razem z nim! Dobry dokument zawsze się obroni.

sobota, 9 maja 2015

Byłem u źródeł... Warty!


Zawiercie Kromołów... tutaj pod widoczną za moimi plecami kapliczką św. Jana Nepomucena wytryska źródło Warty (jedno z dwóch - to ważniejsze)

Kto by pomyślał, że całkiem pokaźna rzeka, jaką znamy chociażby z Poznania czy Gorzowa Wlkp. swoje początki ma... w mieście! Przy ruchliwym skrzyżowaniu. Główne źródło to krystalicznie czysta woda, natomiast drugi ciek, jaki łączy się z pierwszym jakieś 60-70 metrów dalej, wygląda mi na ściek, który zbiera brudy z okolicznych posesji. Chociaż może się mylę i może niesłusznie oskarżam Bogu ducha winnych mieszkańców, bo przyznaję - nie śmierdzi srajami.
Docierając do Zawiercia zakończyłem swoją podróż w górę rzeki - zaliczyłem po drodze prawie wszystkie większe miejscowości: Myszków, zbiornik Poraj (muszę tam wrócić, żeby powtórzyć jedno ujęcie - patrz niżej), Częstochowę, a dalej Sieradz i Uniejów. Pozostał mi jeszcze Działoszyn. Teraz czas na wszystko co poniżej Międzychodu - czyli Gorzów Wlkp. oraz ujście w Kostrzynie nad Odrą. 




Między Zawierciem a Myszkowem utworzono wielki, piękny zalew - Poraj (herb Porajów jest herbem Wrześni!). Kiedy tam dotarliśmy - oprócz mnie: Jola i Ola - zerwała się wielka ulewa z błyskawicami i grzmotami. Powinienem przeczekać, ale jakoś nie miałem na to ochoty, więc mimo wszystko rozstawiłem statyw, ukochanego Wisnera. Miałem nadzieję, że zaraz przestanie padać, ale nic z tego - ściemniło się jeszcze bardziej, a deszcz przybrał na sile, pojawił się też niemal huraganowy wiatr. Fotografowałem w zasadzie na ślepo, na czuja, nie zmierzyłem nawet światła, uznając, że poprzedni pomiar, jeszcze sprzed ulewy po uwzględnieniu korekty (jedna działka przesłony), będzie dobry. Nie podejrzałem dobrze obrazu, choć uwzględniłem wskazania poziomic, jakie zamontowane na stałe są w kamerze. Także obrót kamery zrobiłem na oko, bez podglądania matówki. Chciałem po prostu jak najszybciej znaleźć się znowu w suchym i ciepłym samochodzie... (na moim profilu na FB zamieściłem filmik, jaki nagrała Ola, gdy fotografowałem w deszczu - https://www.facebook.com/waldemar.sliwczynski).
Kamera (i ja!) kompletnie przemokła - na szczęście jest tylko z drewna, stali i płótna, nie zawiera żadnej elektroniki, ani nawet elektryki, więc po wyschnięciu woda nie pozostawiła żadnych śladów. Gorzej z jedną z kaset, w których były błony właśnie z Poraja. Jedna z nich zamokła i... przykleiła się do podłoża, a przy tym szyberek za żadne skarby nie chciał się ruszyć. Stanąłem przed dylematem - kogo ratować: matkę (kasetę) czy syna (negatyw). Oczywiście wybrałem dziecko, rozwaliłem kasetę (w całkowitej ciemności!), wywołałem i... okazało się, że negatyw ucierpiał i nic z niego nie będzie! No cóż, i tak bywa.

Powoli zaczynam robić odbitki, wczoraj przyszedł zamówiony papier, świeżutki, pachnący. Matowy Ilford 50x60 cm. Wywołam go w nieocenionym Bromophenie, wysuszę na szybie. Dam do oprawy Jackowi Menesowi. Grube passepartout, czarna ramka. Będzie smacznie.