czwartek, 22 stycznia 2009

"Kwartalnik Fotografia" już w druku
Najmilsza chwila poranka - przyjść do pracy, zajść na halę i zobaczyć coraz więcej wydrukowanych kartek KF-u. I wtedy krótkie pytanie do Roberta Kozubińskiego: - Jak idzie? A on na to: - Dobrze, musi! 
Stosy wydrukowanych kartek rosną, z wolna wypełniają ciasną drukarnię, coraz trudniej poruszać się po hali. - A okładka pojechała już do folii i do lakieru (na czerwone lakierki!)? - Tak, dzisiaj Przemek ją zawiózł. - O to bardzo dobrze! 
I odchodzę, rzucając jeszcze na odchodne spojrzenie pełne uśmiechu zadowolenia. Robert odwzajemnia się tym samym - wygląda na to, że zdążymy na czas, że pierwsze egzemplarze, te dla „najważniejszych” odbiorców, czyli prenumeratorów i autorów, wyjdą z drukarni tak jak planowałem, jeszcze w styczniu. Lubię dotrzymywać słowa, terminów, a przez tę całotygodniową awarię obu maszyn drukujących (umówiły się, że zastrajkują, czy co?) w zeszłym tygodniu, myślałem, że się rozchoruję. Dzisiaj znowu jestem optymistą. Pozostanie tylko niepewność, jak nowy numer zostanie przyjęty - co powiedzą autorzy, co czytelnicy. Tak się z Olą staraliśmy, żeby było dobrze, ale jak znam życie, to o czymś zapomnieliśmy, coś przeoczyliśmy. Poczekamy, za tydzień wszystko będzie jasne.
A teraz? Teraz trzeba już myśleć o następnym numerze! I następnych książkach, które trzeba wydać - przede wszystkim o monografii Eryka Zjeżdżałki, a także o... nie powiem, nie zdradzę innych planów. 
I pomyśleć - gdybym nie miał „Wiadomości Wrzesińskich” nie miałbym drukarni, a gdybym nie miał drukarni, nie wydawałbym „Kwartalnika Fotografia”... Czegoś w życiu byłoby mi brak...

środa, 14 stycznia 2009

Mamy teraz z Olą mnóstwo pracy przy nowym numerze "Kwartalnika Fotografia", bardzo zależy mi, żeby nr 28 ukazał się jeszcze w styczniu. Dlatego wybacz, cały świecie, ale chwilowo nie mam czasu na bloga

poniedziałek, 5 stycznia 2009

Strawiński zarzucił nowej muzyce, że nie jest komponowaniem tylko filozofowaniem – ale jeśli jest tu filozofowanie, to bardzo mętne i nie wiadomo, po co są do tego dźwięki – publiczność w dodatku niewiele rozumie, śmieje się tam, gdzie nie trzeba, a nie śmieje się tam, gdzie trzeba – w rezultacie chaos zwielokrotniony, a do tego, czego już wybaczyć nie sposób, nuda. Myślę, że ten awangardyzm koncepcyjny nic już nie da (…). Muzyka kariery filozoficznej nie zrobi, bo zawsze pokona ją – sama filozofia. (…)
Stefan Kisielewski, Dzienniki, 22 września 1968

Myślę, że słowa Kisiela wypowiedziane prawie czterdzieści lat temu pasują jak ulał do sytuacji dzisiejszej fotografii. Klasyczna fotografia upada (jest parę znaczących wyjątków), a dzisiejsi „postępowi” twórcy zajmują się bardziej wymyślaniem skomplikowanych „teorii” do lichych fotografii niż wytwarzaniem ciekawych zdjęć.
Każda generalizacja tego rodzaju jak powyżej jest krzywdząca dla niektórych artystów, ale nie zmienia to zasadniczo sytuacji współczesnej fotografii w Polsce; ta bowiem jawi mi się przede wszystkim jako wszechwładny postmodernizm, cokolwiek to słowo znaczy. Nieostrość tego pojęcia jest bardzo adekwatna do zjawisk, jakie obejmuje, czyli nieokreśloną magmę myśli, koncepcji, nurtów, dążeń i realizacji artystycznych. Postmodernizm to metafora i nazwa zbiorcza dla bardzo wielu niejednorodnych i często rozbieżnych tendencji. To bardziej pewna postawa ideowa niż nazwa kierunku w sztuce.
Piszący o fotografii (celowo nie użyłem wyrażenia „teoretycy fotografii”, ponieważ według mnie nie istnieje jeszcze dyscyplina badawcza o nazwie „teoria fotografii”, a jedynie uprawiana jest pewna przednaukowa refleksja o fotografii, która być może w przyszłości wykrystalizuje się w postać naukową) nie ułatwiają publiczności zadania, bowiem jak dotąd nie wypracowali nawet terminologii opisu tej dziedziny twórczości. Książki o fotografii pisane są dość ciężkim, bo wieloznacznym językiem, przeważnie z nieokreślonego teoretycznego punktu widzenia. Nie istnieje coś takiego jak „ogólna teoria fotografii”. Można odnieść wrażenie, że każdy z badaczy mówi sam do siebie, opowiadając się za tym czy innym rozstrzygnięciem, zajmując jedynie jakieś stanowisko w takiej czy innej sprawie. Uzasadnienia występują najczęściej jedynie szczątkowo, sprowadzając się przeważnie do przytaczania poglądów myśliciela X czy Y, traktowanego jako guru głoszącego prawdy objawione. W polskim piśmiennictwie „teoretycznym” nie ma właściwie sporów i polemik, co jest zupełnie naturalne – nie może ich być tam, gdzie nie występuje dialog, a jedynie prezentacja monologów.
Polskie pisanie o fotografii nie doczekało się dotąd żadnego badacza, który dostrzegłby rolę „badań podstawowych”, który zebrałby i uporządkował dotychczasowy stan badań nad teorią fotografii. Taka „ogólna teoria fotografii” powinna zawierać na przykład podstawowe ustalenia terminologiczne, zbiór (listę) podstawowych problemów, którymi zajmuje się teoria fotografii, opisy swoistych procedur badawczych, określenie przedmiotu badań i wiele innych rozstrzygnięć, a nawet hipotez. Wychodząc z różnych założeń filozoficznych można w różny sposób tworzyć taką naukę. Przede wszystkim trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie, czym ma być owa „ogólna teoria fotografii”: tworem czysto spekulatywnym („wymyślonym”) i zarazem normatywnym, czy też pewnym systemem twierdzeń mającym oparcie w empirii, czyli w tym, co do tej pory na ten temat napisano? Osobiście uważam, że lepsze jest to drugie podejście.
Mówiąc obrazowo – nie chodzi o to, aby usiąść przy biurku i „wymyślić” kolejną definicję fotografii i potem domagać się uznania jej za „obowiązującą”, ale żeby zdać sprawę z różnego użycia tego słowa w różnych kontekstach, przez różnych badaczy, w różnych okresach historycznych. Sam, jak dotąd nie przeprowadziłem gruntownych i rzetelnych badań historycznych nad tym problemem, ale nawet powierzchowna znajomość literatury przedmiotu pokazuje, że słowo „fotografia” używane było i jest, w co najmniej kilku znaczeniach. Zadaniem teoretyka fotografii jest między innymi postarać się zebrać te znaczenia i ewentualnie pogrupować z uwagi na jakieś podobieństwa.
Itd.