poniedziałek, 14 grudnia 2009
Czekmieniew w „Wyborczej”
Zapraszali nas do Kijowa bardzo intensywnie, a nawet zmienili mieszkanie na większe, aby nas godnie przyjąć, ale jakoś tak zeszło i nie pojechaliśmy do nich. Może szkoda.
sobota, 5 grudnia 2009
środa, 2 grudnia 2009
Minister, dofinansowanie czasopism, Forecki, Łowżył...
sobota, 28 listopada 2009
środa, 11 listopada 2009
Wczoraj przeglądałem swoje odbitki z ostatnich lat...
...i doszedłem do wniosku, że 90% powiększeń jakie wykonałem, zwłaszcza na fomie, nadaje się do kosza. Cienie zabite, mało mięcha. Fotki na ilfordzie są znacznie lepsze, dlatego postanowiłem dać sobie spokój z czeskim papierem i robić mniej a dobrze. Szkoda czasu, pieniędzy i... straconych nadziei na dobrą odbitkę.
wtorek, 10 listopada 2009
Janusz Leśniak, Człowiek jest cieniem
poniedziałek, 9 listopada 2009
II Festiwal Fotodokumentu w Poznaniu
piątek, 23 października 2009
środa, 14 października 2009
niedziela, 11 października 2009
poniedziałek, 5 października 2009
Erykowe sprawy
piątek, 31 lipca 2009
Dawno tu nic nie napisałem. Powód? Praca, praca i jeszcze raz praca. Oprócz zawodowej - czyli cotygodniowego redagowania „Wiadomości Wrzesińskich” i prowadzenia około 30-osobowej firmy, czyli Wydawnictwa Kropka - mam na głowie sprawy fotograficzne. To nie tylko „Kwartalnik Fotografia”, ale również książki, wystawy i katalogi. Na twórczość własną nie ma czasu zupełnie, mimo wejścia Polski do Unii i w ogóle - do świata kapitalistycznego - nie słychać, żeby doba zaczęła mieć chociaż 26 godzin.
Najwięcej czasu w ostatnich tygodniach zajęło mi zbieranie informacji do pierwszego rozdziału książki o Eryku, pisałem o Jego dzieciństwie, wczesnej młodości i początkach fotografowania. Odbyłem dziesiątki spotkań z ówczesnymi przyjaciółmi Irka, rodziną i znajomymi. I w końcu napisałem ten rozdział - wersji było co najmniej dziesięć, ale ta ostateczna, która znajdzie się w książce, jest z pewnością najlepsza. Do tej pory najczęściej byłem sobie sam redaktorem, więc pisałem i robiłem sobie z każdym nieomal moim tekstem to, co chciałem, natomiast tym razem miałem nad sobą wyższą instancję - redaktora. I bardzo dobrze! Kiedy coś piszesz nie masz dystansu do swoich wytworów - nie widzisz błędów, które popełniasz, tak jak w swoim dziecku - widzisz tylko zalety. A taki ktoś z zewnątrz, ktoś, kto chce, żeby Twój tekst był jak najlepszy i pasował do reszty publikacji, to prawdziwy skarb. Cieszę się, że właśnie Macieja Szymanowicza poprosiłem o objęcie redakcji tej książki. To człowiek niezwykle skrupulatny, prawdziwy naukowiec, po dobrej szkole, który nie puści żadnej lipy, żadnego nieuzasadnionego stwierdzenia. Dzięki niemu ta książka będzie naprawdę dobra!
Pisanie o Eryku, zgłębianie Jego biografii i twórczości było też dla mnie niezwykłą przygodą poznawczo-intelektualną i - nie ukrywam tego - również emocjonalną. Dowiedziałem się o Nim bardzo wielu rzeczy nowych, takich o których wcześniej nie miałem pojęcia. Eryk był skryty, bardzo skryty, niewiele mówił o sobie, robił, ale nie mówił o tym. Będąc teraz tak blisko Niego mam wrażenie, że nigdy wcześniej nie byłem tak blisko.
W czasie pisania tego rozdziału Eryk śnił mi się trzy razy. Na początku, a nie był to przyjemny sen, Eryk wrócił do redakcji i po wymianie z kolegami (głównie z Tomkiem Małeckim, dziennikarzem „WW”) zwyczajowych i serdecznych uśmiechów, do mnie zwrócił się z twarzą pełną dezaprobaty i wręcz wyrzutów - zrozumiałem, że robię coś nie tak. Po tygodniu czy dwóch śnił mi się Eryk miły wyluzowany, grający na perkusji - wówczas mój tekst był już prawie skończony, gruntownie przeredagowany. Odebrałem to jako aprobatę Eryka. Kiedy rozdział przybrał postać ostateczną Eryk nawiedził mnie sennie jako szczęśliwy człowiek, objął mnie i wyściskał. Nie muszę pisać, że też poczułem się jak w niebie.
A potem (wernisaż 24.07.2009) w Muzeum Regionalnym we Wrześni przygotowałem wystawę „Ireneusz Zjeżdżałka, prace w kolorze. W pierwszą rocznicę śmierci - przyjaciele” oraz 50-stronicowy katalog. Znalazły się w nim wspomnienia Bartka Smoczyńskiego, z którym Eryk przyjaźnił się w dzieciństwie i we wczesnej młodości, Treny Bartka Myszkiewicza, z którym w latach 90. Eryk tworzył m.in. punkowy „Gnój jak chuj”. Znalazły się tam również opowieści Żołnierza (Artura Pruchniewicza) z hip hopowego Desantu WRZ, z którym Eryk nagrywał jedną z ich płyt oraz moja „próba bilansu” postaci Zjeżdżałki dla Wrześni. Na ścianach sali wystaw czasowych wisiały kolory Eryka z lat 2005-2006 (cykl, którego nie nazwał), a na dwóch ekranach leciały dwie projekcje: Leśna impresja z 1995 (slajdy z muzyką Toma Petty’ego) oraz slajdszoł z najważniejszych czarno-białych cykli Eryka, a jako warstwa dźwiękowa rozmowa z Erykiem Hanny Marii Gizy z radiowej Dwójki. Zarówno muzykę do pierwszej projekcji, jak i dźwięk do drugiej można było usłyszeć po założeniu słuchawek (burmistrz Wrześni kupił specjalnie na tę wystawę 6 słuchawek bezprzewodowych), natomiast w całej sali odtwarzana była muzyka, jaką lubił Eryk, m.in. Desantu WRZ i rosyjskiej formacji „Leningrad”. Mam nadzieję, że Eryk zaakceptowałby tę wystawę i katalog.
Były łzy rodziny i przyjaciół Eryka, ja też uroniłem coś tam jak Bartek Myszkiewicz na początek wernisażu zaśpiewał i zagrał na gitarze przejmujący utwór, jaki stworzył po śmierci Przyjaciela. Eryk był dla bardzo wielu osób postacią ważną, ba - wyjątkową, wywierającą wpływ, odciskającą piętno, jak to się banalnie stwierdza, i tak dalej, i tak dalej...
Nie uspokoiłem się jeszcze na dobre po wystawie, a tu już przyszło zacząć robić skład „Kwartalnika Fotografia”. Na szczęście, łącznie z korektami i tłumaczeniami poszło na tyle sprawnie, że od wczoraj trwa już druk. Wszystko dzięki Oli Śliwczyńskiej-Kupidura, która jest sekretarzem redakcji. W sprzedaży nowy, 30. już numer, ma ukazać się pod koniec sierpnia. Chcemy jeszcze dać trochę czasu na sprzedanie się numerowi 29.
Tęsknię za ciemnią. Cieszę się latem, upałem, słońcem, długimi dniami i wieczorami, kąpielami w basenie ogrodowym, biesiadami na wolnym powietrzu, przejażdżkami rowerowymi - ale zbieram siły na jesień i zimę, kiedy znowu, w towarzystwie radiowej Trójki oraz jazzu na CD, posiedzę sobie w ciemni. Latem prawie nie fotografuję, bo słońce, bo liście, bo „trzeba korzystać z lata”. Fotografia zaczyna się dla mnie jesienią i zimą, trwa do wiosny.
Pomyślałem sobie, że żal mi tych młodych fotografów, wychowanych na cyfrze. Nie wiedzą ile przyjemności może dać naświetlanie negatywów, wywoływanie i suszenie odbitek, przycinanie, oprawianie, archiwizowanie. Nie poznają zapachu chemikaliów, nie posiedzą w samotności, ciszy i skupieniu w ciemni. Nie chcę deprecjonować epoki cyfrowej, cieszą się, że dane mi było startować w analogu.
wtorek, 19 maja 2009
Wróciłem z Fotofestiwalu w Łodzi...
poniedziałek, 18 maja 2009
Nagrody, nagrody...
niedziela, 17 maja 2009
I po wernisażu...
czwartek, 14 maja 2009
środa, 13 maja 2009
sobota, 14 lutego 2009
Dwory i pałace Wielkopolskie
sobota, 7 lutego 2009
niedziela, 1 lutego 2009
Biennale Fotografii w Poznaniu
czwartek, 22 stycznia 2009
środa, 14 stycznia 2009
poniedziałek, 5 stycznia 2009
Stefan Kisielewski, Dzienniki, 22 września 1968
Myślę, że słowa Kisiela wypowiedziane prawie czterdzieści lat temu pasują jak ulał do sytuacji dzisiejszej fotografii. Klasyczna fotografia upada (jest parę znaczących wyjątków), a dzisiejsi „postępowi” twórcy zajmują się bardziej wymyślaniem skomplikowanych „teorii” do lichych fotografii niż wytwarzaniem ciekawych zdjęć.
Każda generalizacja tego rodzaju jak powyżej jest krzywdząca dla niektórych artystów, ale nie zmienia to zasadniczo sytuacji współczesnej fotografii w Polsce; ta bowiem jawi mi się przede wszystkim jako wszechwładny postmodernizm, cokolwiek to słowo znaczy. Nieostrość tego pojęcia jest bardzo adekwatna do zjawisk, jakie obejmuje, czyli nieokreśloną magmę myśli, koncepcji, nurtów, dążeń i realizacji artystycznych. Postmodernizm to metafora i nazwa zbiorcza dla bardzo wielu niejednorodnych i często rozbieżnych tendencji. To bardziej pewna postawa ideowa niż nazwa kierunku w sztuce.
Piszący o fotografii (celowo nie użyłem wyrażenia „teoretycy fotografii”, ponieważ według mnie nie istnieje jeszcze dyscyplina badawcza o nazwie „teoria fotografii”, a jedynie uprawiana jest pewna przednaukowa refleksja o fotografii, która być może w przyszłości wykrystalizuje się w postać naukową) nie ułatwiają publiczności zadania, bowiem jak dotąd nie wypracowali nawet terminologii opisu tej dziedziny twórczości. Książki o fotografii pisane są dość ciężkim, bo wieloznacznym językiem, przeważnie z nieokreślonego teoretycznego punktu widzenia. Nie istnieje coś takiego jak „ogólna teoria fotografii”. Można odnieść wrażenie, że każdy z badaczy mówi sam do siebie, opowiadając się za tym czy innym rozstrzygnięciem, zajmując jedynie jakieś stanowisko w takiej czy innej sprawie. Uzasadnienia występują najczęściej jedynie szczątkowo, sprowadzając się przeważnie do przytaczania poglądów myśliciela X czy Y, traktowanego jako guru głoszącego prawdy objawione. W polskim piśmiennictwie „teoretycznym” nie ma właściwie sporów i polemik, co jest zupełnie naturalne – nie może ich być tam, gdzie nie występuje dialog, a jedynie prezentacja monologów.
Polskie pisanie o fotografii nie doczekało się dotąd żadnego badacza, który dostrzegłby rolę „badań podstawowych”, który zebrałby i uporządkował dotychczasowy stan badań nad teorią fotografii. Taka „ogólna teoria fotografii” powinna zawierać na przykład podstawowe ustalenia terminologiczne, zbiór (listę) podstawowych problemów, którymi zajmuje się teoria fotografii, opisy swoistych procedur badawczych, określenie przedmiotu badań i wiele innych rozstrzygnięć, a nawet hipotez. Wychodząc z różnych założeń filozoficznych można w różny sposób tworzyć taką naukę. Przede wszystkim trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie, czym ma być owa „ogólna teoria fotografii”: tworem czysto spekulatywnym („wymyślonym”) i zarazem normatywnym, czy też pewnym systemem twierdzeń mającym oparcie w empirii, czyli w tym, co do tej pory na ten temat napisano? Osobiście uważam, że lepsze jest to drugie podejście.
Mówiąc obrazowo – nie chodzi o to, aby usiąść przy biurku i „wymyślić” kolejną definicję fotografii i potem domagać się uznania jej za „obowiązującą”, ale żeby zdać sprawę z różnego użycia tego słowa w różnych kontekstach, przez różnych badaczy, w różnych okresach historycznych. Sam, jak dotąd nie przeprowadziłem gruntownych i rzetelnych badań historycznych nad tym problemem, ale nawet powierzchowna znajomość literatury przedmiotu pokazuje, że słowo „fotografia” używane było i jest, w co najmniej kilku znaczeniach. Zadaniem teoretyka fotografii jest między innymi postarać się zebrać te znaczenia i ewentualnie pogrupować z uwagi na jakieś podobieństwa.
Itd.