sobota, 6 lipca 2013

5. rocznica śmierci Eryka, wystawa/spotkanie



Ireneusz (Eryk) Zjeżdżałka, Autoportret (ok. 1999) 

25 lipca (czwartek) br. o godz. 18.00 w Muzeum Regionalnym we Wrześni otworzymy wystawę fotografii „Portrety” autorstwa Ireneusza Zjeżdżałki. Taki właśnie pomysł na uczczenie pamięci Męża miała Ania Zjeżdżałka. Przeglądając zdjęcia, jakie pozostały po Eryku, zauważyła, że jest wiele portretów, „których nikt nie widział”, przynajmniej na wystawie, przynajmniej od dawna. Spotkaliśmy się - w kawalerce Eryka przy Słowackiego, które było jednocześnie pracownią, gdzie w łazience była jego ciemnia (nie byłem tam parę lat, a wszystko wygląda tak, jakby Eryk wyszedł tylko na chwilę) - i wybraliśmy fotografie na wystawę. 


Ryszard Zjeżdżałka - ojciec Eryka, choreograf, dyrektor artystyczny kilku zespołów folklorystycznych

Pokażemy tylko oryginały. Kilka w oprawie w passepartout Eryka, co ma takie znaczenie, że tam są odręczne autorskie opisy fotografii (to są wczesne fotografie Eryka, a ten sposób sygnowania przejął od tzw. szkoły jeleniogórskiej). Kilka oprawiamy od nowa, bo pierwotnie były wysyłane na konkursy, także międzynarodowe, bez passepartout. 


Ania Żjeżdżałka, późniejsza żona Eryka

Siostra Ani Zjeżdżałki, późniejsza szwagierka Eryka

Bogdan Konopka przed Muzeum Regionalnym we Wrześni po wernisażu „Reconnesance”, bardzo ważna osoba dla Eryka, dla ukształtowania się jego fotograficznego światopoglądu. 


Na pewno wystawa zaskoczy, chociaż nie to jest najważniejsze. Ania znalazła np. cykl autoportretów Eryka... zaskakujące, w jakich fotograficznych rewirach, krążyły jego myśli... I taka jest właśnie główna myśl wystawy: pokazać Eryka szukającego, próbującego różnych rzeczy, Eryka fotografującego przyjaciół, po to żeby sprawdzić się, żeby sprawić przyjemność przyjaciołom, Eryka kochającego... 
Aleksander Czekmieniew, ukraiński fotoreporter, którego poznaliśmy jesienią, w 2000 w Vevey w Szwajcarii, gdzie Bogdan Konopka odbierał Europejską Nagrodę Fotografii i gdzie na jego zaproszenie pojechaliśmy (Eryk, Nowacki, Jola, moja żona i ja). Później zaprosiliśmy Saszę do Wrześni, gdzie urządziliśmy mu wystawę podczas „Prowincjonaliów Filmowych”. Rok później Janusz Nowacki zrobił Czekmieniewowi wystawę w PF. Sasza bardzo zapraszał do Kijowa, nawet powiększył o jeden pokój swoją kwartirę, bo obiecałem, że przyjedziemy z Jolą, ale zawsze coś nam przeszkadzało, żeby pojechać. Jakieś dwa lata temu Sasza odwiedził Poznań na Fotodokumencie Moniki Piotrowskiej. Spotkaliśmy się, a jego żona Natasza była jeszcze piękniejsza... On jest świetnym fotoreporterem.

Miałem to szczęście i tę przyjemność widywać portrety Eryka wtedy, gdy powstawały, ale  nie widziałem ich wszystkich, chociaż razem tworzyliśmy Grupę Twórczą Wrześnica, chociaż przyjaźniliśmy się i pokazywaliśmy sobie, co zrobiliśmy. Każdy miał swój „margines”, gdzie trzymał różne rzeczy. Ważne i nieważne. Udane i nieudane (chociaż czasem po latach człowiek zmienia zdanie, czy faktycznie nieudane jest udane i odwrotnie). Ale teraz, patrząc na to, co Ania wyselekcjonowała, widzę, że o wielu nie wiedziałem, albo zapomniałem. 

Andrzej Jerzy Lech - co najmniej tak samo ważny jak Bogdan Konopka fotograf dla Eryka

To nie będzie wystawa, która podsumuje Eryka-portrecistę, zrobił znacznie więcej (na wystawie nie ma np. portretów znanych poznaniaków, jakie wykonał dla Wydawnictwa Miejskiego z Poznania, czy „Portretów wrześnian” z końca lat 90. XX wieku, które miały ukazać się nakładem Wydawnictwa Kropka w postaci książki, ale ze względu na kiepską jakość druku, całość książki powędrowała na makulaturę) ale pokażemy, że i to robił. 

Nie chcę, aby to była tylko moja (i Ani) wystawa, dlatego zaprosiliśmy wrzesińskich przyjaciół Eryka do współtworzenia wystawy. Będzie i Mychol i Żołnierz i niewiadomo kto jeszcze, może np. Fotodialog. Ja serdecznie zapraszam.

A forsy z MKiDN na KF nadal brak


Pół roku minęło, a Ministerstwo nie przysłało nam nawet umowy do podpisania. Odezwało się parę tygodni temu, że coś jest nie tak z naszym wnioskiem i z załączonymi do niego papierami. Owo „coś nie tak” polega na tym, że nazwa wydawnictwa brzmi: „Wydawnictwo Kropka Jolanta i Waldemar Śliwczyńscy”, natomiast na wniosku podpisuje wszystko tylko Waldemar Śliwczyński. Na piśmie poinformowałem Ministerstwo, że jedynym właścicielem owego wydawnictwa jestem tylko ja - Waldemar Śliwczyński, dlatego wszystko podpisuję jednoosobowo, co udokumentowałem stosownym dokumentem, czyli wpisem do ewidencji działalności gospodarczej prowadzonej pod numerem 2399 przez burmistrza miasta i gminy Września. Podałem też - dla ewentualnego sprawdzenia - adres internetowy owego rejestru działalności gospodarczej na stronie gminy Września. 

Ale to wszystko cały czas za mało... Dzwoniliśmy, żeby dowiedzieć się, że „sprawa jest teraz w departamencie prawnym, który analizuje problem”. Czekamy. A czas leci...

Trochę rozumiem urzędników. Nasza nazwa może wprowadzać w błąd - w nazwie jest dwoje właścicieli, choć właściciel jest jeden. Z tego błędu jednak łatwo wyprowadzić - przedstawiając dokumenty, z których wynika, że jedynym właścicielem podmiotu gospodarczego, w którego NAZWIE są dwie osoby, jest jeden człowiek.

Pewnie powinienem zmienić nazwę, która jest pozostałością czasów, gdy Wydawnictwo Kropka miało dwoje właścicieli, ale przecież nie mogę tego zrobić teraz, kiedy ubiegam się o dotację na KF. To by dopiero było, gdyby podmiotem, który ubiegał się o dotację i ją dostał, był inny podmiot, który teraz chce podpisywać umowę! Bo nowa nazwa brzmiałaby np. tak: „Wydawnictwo Kropka Śliwczyński (lub nie daj boże - Śliwczyńscy)”. Co stałoby się wtedy? Prawnicy z Departamentu Prawnego mieliby powód, aby powiedzieć: zupełnie inny podmiot chce przystąpić do podpisania umowy niż ten, który występował o dotację. Tak nie można! I mieliby rację. 

Zobaczymy jak to się skończy.

W tej sytuacji, trudno cokolwiek robić, podejmować zobowiązania, dlatego robimy swoje, ale jesteśmy też trochę zdezorientowani.