W nowym, 38. numerze „Kwartalnika Fotografia” m.in. znajdzie się artykuł Wojtka Wilczyka zatytułowany „Starzy dokumentaliści albo podrabianie archiwum”. Jest to nieco zmieniona i uzupełniona wersja referatu, jaki autor wygłosił w trakcie sesji naukowej „Wielkie i małe historie fotografii” w Instytucie Historii Sztuki w Warszawie (4-5.11.2009).
Ukazuje się w KF, ponieważ chciałbym, aby był początkiem dyskusji między „młodymi” i „starymi” dokumentalistami. Wydaje mi się, że poruszane przez Wojtka problemy są bardzo ważne, żeby nie powiedzieć fundamentalne, dla wielu fotografów. Wilczyk skupia się na analizie twórczości Wojtka Zawadzkiego, ale mowa jest także o innych przedstawicielach szkoły jeleniogórskiej. Nie napiszę tu, co autor artykułu „zarzuca” Zawadzkiemu i reszcie, bo nie kupicie KF-u (hi, hi), ale uwierzcie, ten artykuł przeczytacie z zainteresowaniem.
Chciałbym, aby obudził dyskusję. To będzie pewien test dla szkoły jeleniogórskiej, czy jest na tyle silna, że zdobędzie się na ripostę. Boję się, że zwycięży pogląd: z Wilczykiem nie polemizujemy, choć chciałbym się mylić.
A co poza tym w najnowszym KF - co już wiecie, bo pisałem wcześniej? Nic wielkiego... niejaki J. P. Witkin, ekskluzywna rozmowa z Tillmansem, 5Klatek... i co ino.
Żeby przyspieszyć realizację zleceń kupiliśmy zbieraczkę... To takie czarodziejskie urządzenie, które z kilku stosów zadrukowanych kartek papieru, które wychodzą z heidelberga, robi jeden, odpowiednio uformowany... Kiedy wczoraj zobaczyłem, jak ona wygląda, jak pracuje, to zrozumiałem, że moje kolejne życiowe marzenie się spełniło. Nasza zbieraczka nazywa się Horizon (nowe horyzonty Wydawnictwa Kropka, tak pomyślałem), wyprodukowały ją malutkie słodkie rączki Japończyków, złożona jest z 4 wież (w każdej jest 8 stacji, czyli półek na kartki), złamywaka (czyli falcerki, inaczej zaginarki, której zadaniem jest zgiąć kartkę), sekcji szyjącej drutem oraz... to już prawdziwa słowna poezja: odcinaka czołowego! Heca hecą, ale takie techniczne urządzenia są niesamowite, na ich pracę można patrzeć i patrzeć... Piękniejszy jest tylko druk, jak te kartki wylatują z heidelberga, jak farba lśni i pachnie. Widzieliście to kiedyś?
Miałem w tym roku (wcześniej też bywały) myśli, żeby zamknąć drukarnię (KF zresztą też chciałem zamknąć, pisałem tu o tym), z powodów ekonomicznych, ale teraz po zakupie zbieraczki, to byłoby nieludzkie... zwłaszcza wobec niej... Papier jest piękny, zwłaszcza zadrukowany... Fotografia i poligrafia... to drugie jest jakby dalszym ciągiem pierwszego, jest powieleniem (poli-) fotografii, jej zwielokrotnieniem. Nawet technologicznie patrząc - druk offsetowy, przynajmniej w fazie przygotowania druku, opiera się na procesie fotograficznym! Pięknie wydrukowana fotografia - patrz np. publikacje Taschena, i innych - tak najczęściej wśród ludzi funkcjonuje fotografia, poprzez druk obcujemy z fotografią. Ostatnio też przez ekrany komputerowe, ale to nie to. Chciałbym, aby moja drukarnia była najlepsza na świecie w druku fotografii... Czy ktoś ma parę milionów na boku, które może mi dać na zakupy sprzętu?
wtorek, 17 kwietnia 2012
środa, 11 kwietnia 2012
A ludzi Pan fotografuje?
Rzadko, ale zdarza mi się fotografować ludzi:
San Giovani Rotondo (2006)
Czekałem i czekałem, aż trafi się spacerujący gruby zakonnik (prawie sami tacy tam byli) na pustym deptaku z samotnym drzewem. No, ale nie udało się - turyści, a może stosowniej byłoby powiedzieć pielgrzymi, byli i byli. A ja nie mogłem dłużej czekać...
poniedziałek, 2 kwietnia 2012
Przepraszam, że tak długo milczałem
Byłem chory na śmiertelną chorobę, właściwie jeszcze nie wyzdrowiałem - byłem przeziębiony, miałem katar, gardło mnie bolało. A wszystko zaczęło się w marcu, kiedy zachciało mi się „odpocząć” w górach. Pojechałem do Zakopanego, polazłem do Morskiego Oka, wjechałem na Kasprowego, potem pieszo na Kaltówki i nawet na Gubałówkę, no i mnie dopadło. Wiosenne przeziębienie. Po czterech nockach w Zakopcu wróciłem do domu, mimo temperaturki kierowałem autem osobowym marki toyota avensis rocznik 2003/4 (nabyłem w 2004). A potem to przez tydzień pan kotek był chory i leżał w łożeczku. Fajnie było - czemu tak rzadko jestem chory?!
Ale w sumie to do dupy jest takie chorowanie, kiedy ma się tyle spraw na głowie, i tak pracowałem - mejlowałem, odbierałem telefony, a nawet czegoś chciałem od pracowników, czyli - wydawałem decyzje. Współczuję im - chory, a decydent. Uwierzcie mi - nie chciałem tego, ale trzeba było. Tak chciałbym kiedyś odsapnąć i nie myśleć o tych wszystkich „ważnych” sprawach... One są zawsze przy mnie i od tak wielu lat.
Ale nie o tym chcecie się dowiedzieć, tylko np. o najnowszym KF-ie...
Najkrócej mówiąc, czuję ogromną ekscytację. Najnowszy numer, uwierzcie mi, będzie najlepszy z dotychczasowych! Nie mam jeszcze wszystkich materiałów, ale prawie wszystkie. A jak będą już wszystkie, to chyba zakocham się po uszy w tym numerze. Wszyscy autorzy są cudowni (po „Ladies” wiem, że cudowna to jest woda w Licheniu), że dostarczyli takie niesamowite materiały. Zobaczycie sami. Nie chcę na razie ujawniać, co będziemy mieli w KF-ie, bo nie wszystko jeszcze mam fizycznie - tekstowo i ilustracyjnie, ale uwierzcie mi - numer będzie odlotowy. Na pewno dla mnie, czyli - jestem tego pewien - też dla Was, Drodzy Czytelnicy i Miłośnicy Fotografii, Dobrzej Fotografii. O jednym, który na pewno będzie w „Kwartalniku” już Wam powiem - o Tomaszu Gudzowatym. Zobaczycie zdjęcia, których nie znacie, a także dowiecie się o tym rewelacyjnym fotografie rzeczy, których z pewnością się nie spodziewacie. Ja też nie wiedziałem... On uwielbia 4x5 cala...
A Witkina, a Tillmansa, a 5 klatek lubicie?
Już za dużo powiedziałem.
Będzie co oglądać i oglądać.
Kropka Foreckiego wydaje, jego Kolekcję wrzesińską 2011... Kupcie se!
A wiejskie dwory wielkopolskie kończę fotografować - wydaje mi się, że jestem wielkim polskim fotografem. Wielki temat, wielki format negatywu, znaczy się - wielki fotograf... Książkę czas wydać.
Do zobaczenia i słyszenia.
Ale w sumie to do dupy jest takie chorowanie, kiedy ma się tyle spraw na głowie, i tak pracowałem - mejlowałem, odbierałem telefony, a nawet czegoś chciałem od pracowników, czyli - wydawałem decyzje. Współczuję im - chory, a decydent. Uwierzcie mi - nie chciałem tego, ale trzeba było. Tak chciałbym kiedyś odsapnąć i nie myśleć o tych wszystkich „ważnych” sprawach... One są zawsze przy mnie i od tak wielu lat.
Ale nie o tym chcecie się dowiedzieć, tylko np. o najnowszym KF-ie...
Najkrócej mówiąc, czuję ogromną ekscytację. Najnowszy numer, uwierzcie mi, będzie najlepszy z dotychczasowych! Nie mam jeszcze wszystkich materiałów, ale prawie wszystkie. A jak będą już wszystkie, to chyba zakocham się po uszy w tym numerze. Wszyscy autorzy są cudowni (po „Ladies” wiem, że cudowna to jest woda w Licheniu), że dostarczyli takie niesamowite materiały. Zobaczycie sami. Nie chcę na razie ujawniać, co będziemy mieli w KF-ie, bo nie wszystko jeszcze mam fizycznie - tekstowo i ilustracyjnie, ale uwierzcie mi - numer będzie odlotowy. Na pewno dla mnie, czyli - jestem tego pewien - też dla Was, Drodzy Czytelnicy i Miłośnicy Fotografii, Dobrzej Fotografii. O jednym, który na pewno będzie w „Kwartalniku” już Wam powiem - o Tomaszu Gudzowatym. Zobaczycie zdjęcia, których nie znacie, a także dowiecie się o tym rewelacyjnym fotografie rzeczy, których z pewnością się nie spodziewacie. Ja też nie wiedziałem... On uwielbia 4x5 cala...
A Witkina, a Tillmansa, a 5 klatek lubicie?
Już za dużo powiedziałem.
Będzie co oglądać i oglądać.
Kropka Foreckiego wydaje, jego Kolekcję wrzesińską 2011... Kupcie se!
To jest Konarzewo koło Poznania, park przy pałacu, będzie przerywnikiem w książce
Do zobaczenia i słyszenia.
środa, 7 marca 2012
Fotografia to nie socjologia i takie tam...
Parę dni temu byłem w Wągrowcu na wernisażu wystawy „Marginesy historii”, czyli tej, która w maju 2011 była pokazana w Spocie w Poznaniu podczas Biennale Fotografii i w której mam przyjemność brać udział. Dla mnie w Wągrowcu najciekawsza była dyskusja, jaka rozegrała się po towarzyszącemu wystawie spotkaniu z Łukaszem Rogowskim, młodym poznańskim socjologiem, który na zaproszenie Sławka Tobisa (kuratora i organizatora całego przedsięwzięcia) przeprowadził mini badania socjologiczne w okolicach Marylina - Piłki - Drawska, czyli tam, gdzie fotografowaliśmy. Rogowski przedstawił w skrócie wyniki swoich badań.
Słuchając go zastanawiałem się cały czas jak nasze fotografowanie ma się do tego, co o ludziach mieszkających w gminie Drawsko był w stanie powiedzieć socjolog i czy można w ogóle na jednej płaszczyźnie stawiać jego i nasze „ustalenia”. Skracając maksymalnie wywód można powiedzieć, że to, co on konstatuje ma się nijak do tego, co my fotografowie pokazujemy. I tu jest zasadnicza różnica - on „mówi”, „twierdzi”, „konstatuje”, a my „pokazujemy”. On posługuje się słowem, językiem dyskursywnym, obiektywnym, naukowym, neutralnym (w założeniu) aksjologicznie, nieoceniającym, natomiast my - tworzymy jedynie pewne opowieści obrazkowe. Można je (te nasze cykle obrazków) oczywiście werbalizować, tłumaczyć na słowa, ba! nawet wielkie eseje na ich temat napisać, a ich objętość (tych esejów) będzie zależała tylko od naszej wrażliwości, erudycji, bądź grafomaństwa, ale - mam co do tego głębokie przekonanie - będą to tylko i wyłącznie nasze wizje rzeczywistości Pogranicza, a nie żadna o nim Prawda. Każdy zestaw autorski, jaki powstał na Tobisowym plenerze, więcej mówi o autorze niż o „opisywanej” rzeczywistości. Każdy z fotografów po swojemu zinterpretował to, co zastał w leśno-puszczyńskim niedawnym pograniczu polsko-niemieckim. Każdy dostrzegł coś innego i to uwiecznił. Każdy pokazał co go chwyciło. Wiedzy jednak o tym terenie, w moim przekonaniu, nasze fotografie nie przekazują - tę przekazują np. badania socjologiczne i inne... historyczne, etnograficzne, demograficzne, a nawet... dziennikarskie (w dyskusji poruszył ten problem Jerzy Mianowski).
Sztuka zawsze chorowała na „dziecięcą chorobę naukowości”, tzn. miała ambicje badawcze, czyli naukowe. Niepotrzebnie. Sztuka niech będzie sztuką, niech daje radość, emocje, niech budzi dyskusję, niech jeździ po bandzie. To byłoby straszne, gdyby sztuka stała się nauką...
Teraz parę słów o tym, co aktualnie robię. Przygotowuję nowy „Kwartalnik”, a także swoją książkę-album o opuszczonych dworach ziemiańskich w Wielkopolsce. Wpierw o pierwszym zajęciu - będzie to numer mocno fotoreporterski, choć będą też inne materiały. Ukaże się w maju. Bardzo cieszę się, że Mariusz Forecki zgodził się mieć swoje stałe „okienko” w KF. Jego „5 Klatek” będzie zapewne mocnym, stałym elementem pisma. Nie zdradzę, co Mariusz zaprezentuje teraz, ale nie będzie to nic własnego... Przy okazji z wielką frajdą informuję, że fragment Kolekcji wrzesińskiej 2011 Mariusza Foreckiego - fotoreportaż z polowania Koła Łowieckiego „Szarak” z Wrześni - zdobył drugie miejsce w konkursie BZWBK Press Foto 2012 w kategorii „Środowisko naturalne - fotoreportaż”. Zaprezentujemy też twórczość innych fotoreporterów, chociaż ich działalność często wykracza poza zwykłą robotę fotografów prasowych. Nie mogę na razie ujawniać wszystkich szczegółów tego, co planujemy, ponieważ nie wszystko jest pewne - kiedy będę miał wszystko na biurku, czyli w kompie, to będę mógł ogłaszać. Na pewno będzie co oglądać i co czytać.
Moja książka. Od 2009 fotografuję to, co pozostało z wiejskich dworów w Wielkopolsce. Powoli nadchodzi czas, aby to pokazać... Tak się składa, że równo sto lat temu, czyli w 1912 Leonard Durczykiewicz wydał swoje wiekopomne „Dwory polskie w Wielkiem Księstwie Poznańskiem”, czyli pojawia się dodatkowa okazja, aby wrócić do tematu. Jeszcze przez marzec i kwiecień będę fotografował, a potem już tylko skanowanie, wybieranie, pisanie, projektowanie i druk. Nie będzie to zapis kompletny, jak z synagogami i domami modlitwy Wojtka Wilczyka, bo nie mam takich ambicji, nie będzie to też interwencja typu: ratujmy zabytki, bo sporo wiejskich siedzib ziemiańskich jest świetnie odnowionych, ale raczej „esej historyczny” przypominający o holokauście ziemian jako klasy społecznej. Czy przeszlibyśmy dzisiaj „do porządku dziennego”, gdyby ktoś wymyślił, że trzeba pozbawić majątku i domów np. wszystkich przedsiębiorców rolnych i inteligentów tam żyjących?
Słuchając go zastanawiałem się cały czas jak nasze fotografowanie ma się do tego, co o ludziach mieszkających w gminie Drawsko był w stanie powiedzieć socjolog i czy można w ogóle na jednej płaszczyźnie stawiać jego i nasze „ustalenia”. Skracając maksymalnie wywód można powiedzieć, że to, co on konstatuje ma się nijak do tego, co my fotografowie pokazujemy. I tu jest zasadnicza różnica - on „mówi”, „twierdzi”, „konstatuje”, a my „pokazujemy”. On posługuje się słowem, językiem dyskursywnym, obiektywnym, naukowym, neutralnym (w założeniu) aksjologicznie, nieoceniającym, natomiast my - tworzymy jedynie pewne opowieści obrazkowe. Można je (te nasze cykle obrazków) oczywiście werbalizować, tłumaczyć na słowa, ba! nawet wielkie eseje na ich temat napisać, a ich objętość (tych esejów) będzie zależała tylko od naszej wrażliwości, erudycji, bądź grafomaństwa, ale - mam co do tego głębokie przekonanie - będą to tylko i wyłącznie nasze wizje rzeczywistości Pogranicza, a nie żadna o nim Prawda. Każdy zestaw autorski, jaki powstał na Tobisowym plenerze, więcej mówi o autorze niż o „opisywanej” rzeczywistości. Każdy z fotografów po swojemu zinterpretował to, co zastał w leśno-puszczyńskim niedawnym pograniczu polsko-niemieckim. Każdy dostrzegł coś innego i to uwiecznił. Każdy pokazał co go chwyciło. Wiedzy jednak o tym terenie, w moim przekonaniu, nasze fotografie nie przekazują - tę przekazują np. badania socjologiczne i inne... historyczne, etnograficzne, demograficzne, a nawet... dziennikarskie (w dyskusji poruszył ten problem Jerzy Mianowski).
Sztuka zawsze chorowała na „dziecięcą chorobę naukowości”, tzn. miała ambicje badawcze, czyli naukowe. Niepotrzebnie. Sztuka niech będzie sztuką, niech daje radość, emocje, niech budzi dyskusję, niech jeździ po bandzie. To byłoby straszne, gdyby sztuka stała się nauką...
Teraz parę słów o tym, co aktualnie robię. Przygotowuję nowy „Kwartalnik”, a także swoją książkę-album o opuszczonych dworach ziemiańskich w Wielkopolsce. Wpierw o pierwszym zajęciu - będzie to numer mocno fotoreporterski, choć będą też inne materiały. Ukaże się w maju. Bardzo cieszę się, że Mariusz Forecki zgodził się mieć swoje stałe „okienko” w KF. Jego „5 Klatek” będzie zapewne mocnym, stałym elementem pisma. Nie zdradzę, co Mariusz zaprezentuje teraz, ale nie będzie to nic własnego... Przy okazji z wielką frajdą informuję, że fragment Kolekcji wrzesińskiej 2011 Mariusza Foreckiego - fotoreportaż z polowania Koła Łowieckiego „Szarak” z Wrześni - zdobył drugie miejsce w konkursie BZWBK Press Foto 2012 w kategorii „Środowisko naturalne - fotoreportaż”. Zaprezentujemy też twórczość innych fotoreporterów, chociaż ich działalność często wykracza poza zwykłą robotę fotografów prasowych. Nie mogę na razie ujawniać wszystkich szczegółów tego, co planujemy, ponieważ nie wszystko jest pewne - kiedy będę miał wszystko na biurku, czyli w kompie, to będę mógł ogłaszać. Na pewno będzie co oglądać i co czytać.
Moja książka. Od 2009 fotografuję to, co pozostało z wiejskich dworów w Wielkopolsce. Powoli nadchodzi czas, aby to pokazać... Tak się składa, że równo sto lat temu, czyli w 1912 Leonard Durczykiewicz wydał swoje wiekopomne „Dwory polskie w Wielkiem Księstwie Poznańskiem”, czyli pojawia się dodatkowa okazja, aby wrócić do tematu. Jeszcze przez marzec i kwiecień będę fotografował, a potem już tylko skanowanie, wybieranie, pisanie, projektowanie i druk. Nie będzie to zapis kompletny, jak z synagogami i domami modlitwy Wojtka Wilczyka, bo nie mam takich ambicji, nie będzie to też interwencja typu: ratujmy zabytki, bo sporo wiejskich siedzib ziemiańskich jest świetnie odnowionych, ale raczej „esej historyczny” przypominający o holokauście ziemian jako klasy społecznej. Czy przeszlibyśmy dzisiaj „do porządku dziennego”, gdyby ktoś wymyślił, że trzeba pozbawić majątku i domów np. wszystkich przedsiębiorców rolnych i inteligentów tam żyjących?
Rybowo, pow. Wągrowiec
piątek, 10 lutego 2012
Forecki, Pisuk, Kolekcja wrzesińska i CSW
Nieudolne nagranie telefoniczne z przekazania Kolekcji wrzesińskiej 2011 burmistrzowi Wrześni
To już trzeci zaproszony do Wrześni autor zakończył pracę - po Bogdanie Konopce i Andrzeju Jerzym Lechu swój urobek przekazał burmitrzowi Tomaszowi Kałużnemu Mariusz Forecki. Jest to 80 fotografii, które zostaną pokazane na wystawie plus jeszcze 100, które miasto otrzymało na DVD. Wystawa odbędzie się w maju, a tradycyjnie towarzyszyć jej będzie książka. O dokładnych terminach poinformuję za parę tygodni, kiedy wszystko będzie już ustalone...
Lepszy materiał filmowy oraz parę słów od fotografa znajdziecie tu http://www.wrzesnia.info.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=8613:wrzenia-kolekcja-foreckiego-gotowa-wideo&catid=108:kultura&Itemid=165
Próbki Kolekcji według Foreckiego znajdziecie na jego stronie internetowej - www.forecki.pl w zakładce Kolekcja wrzesińska.
Dla mnie, kuratora Kolekcji każde zakończenie projektu jest wielkim i radosnym przeżyciem, ponieważ oglądanie tego, co zrobili zaproszeni fotografowie daje mi ogromną satysfakcję. Drugim radosnym momentem będzie otwarcie wystawy, a trzecim - przeglądanie pierwszego egzemplarza książki... Na moment drugi i trzeci muszę jeszcze poczekać.
W poprzedni piątek byłem w CSW w Warszawie na otwarciu kolejnej przekrojowej wystawy Adama Mazura, Postdokument (pełna nazwa jest trochę dłuższa). Oprócz spotkania z paroma dawno nie widzianymi osobami, takimi jak np. Jurek Wierzbicki, który przyleciał na wernisaż specjalnie z Omanu, gdzie od pięciu lat mieszka i pracuje, poznałem dwie osoby, z którymi wcześniej znałem się jedynie korespondencyjnie - pierwsza to Marek Grygiel, a druga Maciej Pisuk. Ten pierwszy uwiecznił tego drugiego i mnie na zdjęciu:
Maciej Pisuk (oczywiście z lewej!), w tle zdjęcia Wojtka Wilczyka - Fot. Marek Grygiel
Sama wystawa wywoła na pewno ożywione dyskusje, a kontrowersje (już o nich słyszałem) wzbudza bardziej to, że kogoś nie ma na tej wystawie, niż to co na tej wystawie jest. No cóż, kurator ma prawo dobierania autorów według własnego widzimisię. Te wybory oczywiście podlegają z kolei ocenie publiczności, innych kuratorów i samych fotografów. Transformacja naszego kraju w ostatnich dwudziestu paru latach była przedmiotem artystycznej penetracji wielu dobrych fotografów, których na tej wystawie zabrakło...
Nic nie stoi na przeszkodzie zorganizowania wystawy pt. „Pominięci...”
Czy ci, którzy widzieli tę wystawę - a powisi ona jeszcze jakiś czas, więc można ją obejrzeć - też macie takie wrażenie?
czwartek, 26 stycznia 2012
Gesty pojednania i smutne refleksje
Bogdan Konopka w Bydgoszczy
Wybraliśmy się wczoraj, czyli 25 stycznia br. na wernisaż mini-retrospektywy Bogdana Konopki w Muzeum im. L. Wyczółkowskiego w Bydgoszczy. Było bardzo miło znów się spotkać z „naszym” paryżaninem, chociaż nie było zbyt wiele czasu na dłuższą rozmowę, a i wernisaż to nie jest najlepsze miejsce i czas na pogawędki. Tak czy inaczej, przyszło dość dużo osób, zważywszy też na fakt, że tuż obok Muzeum odbywała się w tym samym czasie wielka, spontaniczna manifestacja anty-ACTA... Odnotujmy również, że na wernisażu wystąpił również Lech Lechowicz, który nakreślił sylwetkę artystyczną Konopki.
Kiedy opadł już kurz powernisażowy wręczyłem Bogdanowi „Kolekcję wrzesińską 2010 - Andrzej Jerzy Lech”, po której bohater wieczoru przesłał Andrzejowi całusa oraz podniesiony w górę kciuk. Zdjęcie to zrobiłem telefonem, dlatego natychmiast, „na oczach” Bogdana wysłałem je za ocean. Myślę, że to mały, aczkolwiek w dobrym kierunku uczyniony kroczek ku pojednaniu obu Panów, których fotografia miała i ma ze sobą tak wiele wspólnego...
A teraz o smutnych refleksjach. Po pierwsze - mówił o tym Konopka - że uczestnicy warsztatów, jakie poprowadził w Bydgoszczy, naładowali mu akumulatory siłą młodości i entuzjazmu i że tę siłę zawiezie do smutnego Paryża. Po drugie - brak zleceń dla fotografów oraz zastój na rynku sprzedaży odbitek. Coś tam się sprzeda, np. w Moskwie, ale nawet renomowani artyści mają problem ze związaniem końca z końcem. Po trzecie - Lech Lechowicz powiedział mi, że monumentalna „Historia fotografii polskiej” przygotowywana od dwóch lat przez najlepszych polskich historyków fotografii „ukaże się jeśli wydawnictwo (Universitas z Krakowa) wygra konkurs na grant z ministerstwa”. Kurcze pieczone, pomyślałem, a powiedziałem tylko: Co, to Wy musicie się ścigać w jakimś tam konkursie?!
To niepojęte i poniżające, ta wieczna żebranina, to wieczne „u drzwi Twoich stoję Panie, czekam na Twe zmiłowanie”. Jak długo jeszcze tak będzie? Przypominam niezorientowanym, że jak dotąd nie ma żadnego kompleksowego naukowego opracowania historii polskiej fotografii. Płażewskiego „Spojrzenie w przeszłość polskiej fotografii” kończy się na 1939, a i wartość naukowa ma momentami wątpliwą.
Lech Lechowicz powiedział mi też coś niepokojącego i dla mnie wręcz szokującego - za dotychczasową pracę naszym naukowcom nikt nie zapłacił dotąd nawet złamanego grosza! A pracują, spotykają się, piszą już trzeci rok. Wniosek jest więc też taki, że nie tylko artystom w naszym kraju bieda w oczy zagląda, ale też naukowcom-humanistom. Tym z nauk ścisłych, technicznych, czy przyrodniczych zawsze było w życiu lepiej. A humanistyka to ciągle coś na kształt hobby. Jak długo jeszcze tak będzie?
niedziela, 15 stycznia 2012
Już jest 15 stycznia 2012? Jak ten czas leci...
Wydaje mi się, że to było wczoraj jak „balowałem” w Lipnicy w czteroosobowym gronie, przy kominku, witając Nowy Rok, a tu już połowa stycznia! Przez ten czas, kiedy nie odzywałem się na blogu intensywnie pracowałem, nie tylko koncepcyjnie, ale też „fizycznie”, np. pisząc i odpisując na mejle. Oczywiście związane z KF-em. Bardzo uważnie czytałem i analizowałem też wszystkie Państwa komentarze pod postem, w którym jęknąłem sobie, że być może najnowszy, 37 numer KF jest też ostatnim. No i postanowiłem, że na pewno nr 37 nie będzie ostatnim.
Ba, rozpocząłem nawet zamawianie tekstów do następnego numeru - jak dobrze pójdzie, to będzie to pierwszy numer, jakby mój „autorski”, czyli powstały na podstawie zamówień redaktora, a nie będący zlepkiem tekstów dostarczonych przez autorów z własnej inicjatywy. Oczywiście - jestem otwarty również na propozycje i sugestie różnych osób piszących o fotografii, nie jestem przecież w stanie monitorować wszystkich interesujących imprez, wystaw i wydarzeń, ani też znać twórczości wszystkich fotografów. Tego chyba nie zna nikt - dzieje się naprawdę dużo, co widzę, chociażby po dziesiątkach zaproszeń i newsletterów, które codziennie lądują w mojej skrzynce mejlowej oraz na biurko (przesyłki tradycyjne).
Nie powiem, na razie, jakie teksty zamówiłem, ani też kiedy nr 38 wyjdzie, stanie się to we właściwym czasie, wtedy, gdy wszystko będzie pewne.
Chciałbym, aby również - oprócz wydania tradycyjnego, papierowego - w App Store znalazły się dotychczasowe wydania KF i każde następne. Część będzie do pobrania za darmo, a część za jakieś drobne pieniądze. Zobaczymy ile pobrań będziemy mieli. Pewnie nie za wiele, ale też nie będziemy płakać, bo przecież jest to tylko eksperyment, nikt nie wie jaki będzie popyt... Niewiele nas to będzie kosztowało, o wiele mniej niż np. wydrukowanie na papierze. Mówię oczywiście o numerach archiwalnych, których pdf-y już mamy...
Wielu fachowców mówi mi, że publikacja w App Store to nie jest dobre miejsce dla KF, bo największym jego walorem jest ponoć papier, ja jednak chcę spróbować - bo są też inni fachowcy, którzy mówią, że App Store to super miejsce dla KF, pod warunkiem, że w wersji angielskiej...
To na dzisiaj tyle.
Ba, rozpocząłem nawet zamawianie tekstów do następnego numeru - jak dobrze pójdzie, to będzie to pierwszy numer, jakby mój „autorski”, czyli powstały na podstawie zamówień redaktora, a nie będący zlepkiem tekstów dostarczonych przez autorów z własnej inicjatywy. Oczywiście - jestem otwarty również na propozycje i sugestie różnych osób piszących o fotografii, nie jestem przecież w stanie monitorować wszystkich interesujących imprez, wystaw i wydarzeń, ani też znać twórczości wszystkich fotografów. Tego chyba nie zna nikt - dzieje się naprawdę dużo, co widzę, chociażby po dziesiątkach zaproszeń i newsletterów, które codziennie lądują w mojej skrzynce mejlowej oraz na biurko (przesyłki tradycyjne).
Nie powiem, na razie, jakie teksty zamówiłem, ani też kiedy nr 38 wyjdzie, stanie się to we właściwym czasie, wtedy, gdy wszystko będzie pewne.
Chciałbym, aby również - oprócz wydania tradycyjnego, papierowego - w App Store znalazły się dotychczasowe wydania KF i każde następne. Część będzie do pobrania za darmo, a część za jakieś drobne pieniądze. Zobaczymy ile pobrań będziemy mieli. Pewnie nie za wiele, ale też nie będziemy płakać, bo przecież jest to tylko eksperyment, nikt nie wie jaki będzie popyt... Niewiele nas to będzie kosztowało, o wiele mniej niż np. wydrukowanie na papierze. Mówię oczywiście o numerach archiwalnych, których pdf-y już mamy...
Wielu fachowców mówi mi, że publikacja w App Store to nie jest dobre miejsce dla KF, bo największym jego walorem jest ponoć papier, ja jednak chcę spróbować - bo są też inni fachowcy, którzy mówią, że App Store to super miejsce dla KF, pod warunkiem, że w wersji angielskiej...
To na dzisiaj tyle.
Subskrybuj:
Posty (Atom)