poniedziałek, 8 października 2012

Znowu jestem - tyle się działo...

Witam po długiej przerwie. Nawet za długiej. Wybaczcie. Już wybaczyliście, prawda? Dlaczego tak długo milczałem? Co bym nie napisał, to byłaby to tylko częściowo prowda, albo wręcz „g... prowda!” Wpierw przygotowywałem się - normalnie pracując, rzecz jasna - do wakacji, potem byłem na wakacjach, a potem cierpiałem na zespół stresu popowrotowego, jak to sobie nazwałem. Faktem jest bezspornym, że trochę brakowało mi ostatnio sił mentalnych, aby tu napisać coś mądrego.
Zawziąłem się jednak w sobie i dzisiaj w końcu jestem. Bezpośrednią przyczyną był mały fragment najnowszej książki Adama Mazura (znowu pięknie zaprojektowana i wydrukowana, co jest też pewnym znakiem rozpoznawczym wszelkich publikacji tego autora), zatytułowanej „Decydujący moment. Nowe zjawiska w fotografii polskiej po 2000 roku”. Ów fragment znajduje się na s. 20, gdzie autor wymienił niniejszego bloga wśród „wpływowych blogów ekspertów i fotografów”. To zobowiązuje. Trzeba pisać. Dzielić się wrażeniami, wiedzą, opiniami...
A skoro już się rzekło, że trzeba pisać, to na początek chcę powiedzieć parę słów na temat najnowszej książki Adama Mazura. Zacznę od uwagi ogólnej - może mało odkrywczej: Mazur jest w tej chwili najbardziej opiniotwórczym facetem w polskiej fotografii. Jego wybory, werdykty, dzięki przede wszystkim książkom, przechodzą do historii polskiej fotografii. Czy się z jego wyborami i werdyktami zgadzamy czy nie, tak jest. Za sto czy dwieście lat badacze będą odwoływali się do jego książek i innych materiałów pisanych (mam nadzieję, że wydawnictwa papierowe przetrwają w dobrym zdrowiu do tamtych czasów, w przeciwieństwie do np. blogów i artykułów w „pismach” internetowych). Adam ma to, czego brakuje wielu naukowcom (choć sam ma doktorat z historii fotografii) - zmysł syntezy, jest bardzo pracowity, ambitny i zdeterminowany. Kuratoruje ważnym wystawom (głównie zbiorowym w CSW, ale też na polskich festiwalach), publikuje w wielu pismach, w tym w KF-ie (!) sporo jeździ po imprezach fotograficznych w kraju (zagranicą chyba mniej, ale tego nie jestem pewien), no i przede wszystkim pisze książki, które wchodzą do kanonu polskiego piśmiennictwa fotograficznego - „Historie polskiej fotografii”, „Kocham fotografię” czy ostatnia „Decydujący moment”. Mimo młodego wieku (trochę po trzydziestce) ma imponujący dorobek, jest „płodny jak królik” (Paukszta). 


Adam Mazur, Decydujący moment, Karakter 2012

Ale dosyć kadzenia Mazurowi. O czym jest ta książka i z czego się składa? Jest o najnowszej polskiej fotografii, o tym co w niej działo i dzieje się w XXI wieku. To już ponad 10 lat, Drodzy Państwo żyjemy w nowym wieku i tysiącleciu, zleciało, czyż nie? We wstępie Mazur przypomina różne fakty i zjawiska związane zarówno z przemianami w samej sztuce fotografii (twórczości), jak i w funkcjonowaniu fotografii w obiegu społecznym: przede wszystkim w mediach, ale także sporo jest o edukacji fotograficznej. Ostatnie 12 lat to przejęcie władzy przez fotografię cyfrową, to lawinowy rozwój internetu. Mazur zastanawia się jaki to wszystko miało wpływ na fotografię, na postawy twórcze samych fotografów, jak również przez publiczność, która sama też fotografuje, bo niemal każdy ma w komórce kamerę...
Oprócz wstępu książka składa się z 86 rozdziałów, każdy po 4 strony, poświęconych jednemu autorowi lub duetom (Zuza Krajewska/Bartek Wieczorek oraz Zorka Project: Bereżecka/Redzisz). Nie wymienię tu wszystkich, ale we wstępie Mazur tłumaczy dlaczego wybrał tych a nie innych. Podstawowym kryterium było coś, co można nazwać „ważkością” dokonań w ostatniej dekadzie. Dlatego myliłby się ten, kto myśli, że na liście znaleźli się tylko ludzie młodzi i bardzo młodzi - jest np. Forecki, Kulik, Łódź Kaliska, Miller, Niedenthal, Prażmowski czy Rolke. We wstępie Adam wymienia jeszcze kilkadziesiąt, a może jeszcze więcej nazwisk, które chętnie umieściłby w książce, ale wówczas książka byłaby zbyt gruba.
Nie chcę polemizować, zgłaszać zastrzeżeń, wypominać autorowi, że wybrał tak, a nie inaczej. Pewnie, że brakuje mi to kilku nazwisk, chociażby dwóch autorów Kolekcji Wrzesińskiej, czyli Bogdana Konopki, czy Andrzeja Jerzego Lecha, którzy byli w XXi wieku bardzo aktywni, przy czym nie mam tu na myśli tylko udziału w Kolekcji. Ich twórczość dalej się rozwijała, otrzymywali poważne nagrody międzynarodowe, brali udział w poważnych pokazach i festiwalach. Ale - powtórzę: to jest książka Adama Mazura, nie moja. Ja nie pokusiłem się o napisanie i wydanie takiego swoistego rankingu, nie zrobił to nikt inny poza Mazurem i niech tak zostanie - to jego wybór. I jaki taki właśnie trafił do historii polskiej fotografii. I na zawsze tam pozostanie. Przebić Mazura, przewalczyć, można tylko... wydając własną książkę, lepiej uzasadniając taki a nie inny wybór. Jeśli nie podoba Ci się książka Adama Mazura - zrób lepszą. Z polemik nic nie wynika, na zawsze pozostaną... tylko polemikami.
I tyle właściwie mam do powiedzenia na temat tej książki.
Jej uzupełnieniem niejako jest obszerny artykuł o zjawiskach w polskiej najnowszej fotografii (wchodzą już do obiegu roczniki '89 i z lat 90.!), który ukaże się w najnowszym numerze „Kwartalnika Fotografia”. Gorąco polecam ten artykuł, chociaż sam nie za bardzo lubię ten rodzaj fotografii (może nie kumam o co chodzi?), to z artykułu sporo się dowiedziałem i dał mi on wiele do myślenia. Wiecie na przykład, co to takiego „fotografia w estetyce display”? Jeśli nie, to koniecznie musicie przeczytać ten artykuł.

Przypominam, że tematem przewodnim najnowszego numeru jest Afganistan, ale znajdziecie w nim również inne materiały nie związane z wojną w tym kraju. Kto wie, może będzie to najgrubszy numer w historii KF - mamy tak dużo materiałów. Jeden lepszy od drugiego, dlatego tak trudno cokolwiek odrzucić, czy przesunąć do następnego numeru. Kiedy wyjdzie? Nie wiem, ale zapewne w listopadzie. W przyszłym tygodniu trafi do składu, do Tomka Wojciechowskiego (fattombo), a później, po kilku „ostatecznych” korektach (a i tak zdarzą się błędy i literówki) rozpocznie się druk, który potrwa z dwa tygodnie. 
W skrócie mogę dziś powiedzieć, że w części afgańskiej będzie m.in. sylwetka Krzysztofa Millera, zdjęcia Witolda Krassowskiego, francuskiego fotografa Erica Bouveta, Amerykanki Suzanne Opton, czy zdjęcia robione na wojnie przez polskich żołnierzy, w tym wstrząsającą historię śmierci pierwszego polskiego żołnierza - porucznika Kurowskiego, jak również dwadzieścia lat wcześniejszą historię powstania fotografii Radka Sikorskiego, za którą autor otrzymał I nagrodę na World Press Photo. Jest też felieton Anny Łojewskiej, blogerki z Poznania, znanej m. in. z tego że kancelaria prezydenta RP oskarżyła ją o komentarz na portalu „Gazety Wyborczej”, gdzie - mówiąc w skrócie - napisała, że nie życzy sobie, żeby za jej, podatnika, pieniądze prezydent pił alkohol z mordercami w Afganistanie (GW opublikowała zdjęcie, na którym Bronisław Komorowski wznosi toast z żołnierzami w Afganistanie). 
Poza tym - w najnowszym KF-ie będzie bardzo dużo recenzji książek, sprawozdań z imprez i festiwali oraz prezentacje twórczości takich autorów jak: Andrzej Jerzy Lech, Jean-Christophe Becheta, Taryn Simon, Jordan Tate czy Marcin Federak. Będzie co czytać i oglądać. Już ustawcie się w kolejce, bo coś czuję, że w Empikach i innych miejscach sprzedaży, najnowszy numer zejdzie jak ciepłe bułeczki. Przypominam o prenumeracie, gdzie oprócz tego, że taniej i szybciej (prenumeratorzy otrzymują każdy nowy numer w pierwszej kolejności), to jeszcze jakiś bonus w postaci książki się otrzymuje...

A moja twórczość? Kwitnie, hi, hi... Nic nie zrobiłem ostatnio - wszak na wakacjach byłem, gdzie iPhonem ino foty waliłem, żeby z nich w iPhoto fotoksiążkę sobie zrobić, bo iPhone robi dobre zdjęcia (8 mega) i do tego z geolokalizacją, więc mi iPhoto piękną mapę w fotoksiążce narysuje, co przed fotkami dobrze wygląda i pokazuje tzw. osobom postronnym, gdzie byliśmy, jacy niestrudzeni jesteśmy i jak się poświęcamy, podróżując po całej Chorwacji po to tylko, żeby dla owych osób trzecich strzelić ciekawą fotkę.

Kończy się już skład książki-albumu „Topografia ciszy”, czyli rzecz o zapomnianych wielkopolskich siedzibach ziemiańskich. Projektem i składem zajął się mój zięć, czyli Tomek Wojciechowski, vel fattombo, co gwarantuje, iż książka będzie wyjątkowa, po prostu piękna, będzie przedmiotem dizajnerskim. Jak wszystko dobrze pójdzie, do druku w poznańskiej drukarni Moś/Łuczak trafi w przyszłym tygodniu.

Przygotowuję też kalendarz na 2013 - będzie czarno-biały i prawdopodobnie przyrodniczo-pejzażowy. Oczywiście panoramiczny. Tak się jakoś ustaliło od paru lat, że moje kalendarze są panoramiczne. Lubię ten format.   


wtorek, 14 sierpnia 2012

O czym będzie nowy numer „Kwartalnika Fotografia”?

Jak zwykle, będzie o różnych rzeczach, ale będzie też miał temat przewodni. Tym razem będzie to Afganistan. Jak wszyscy wiemy, od wielu lat nasi żołnierze są obecni w tym kraju, są tam zabijani i sami też zabijają. Wymyślając właśnie ten temat jako przewodni do „Kwartalnika” uderzyło mnie przede wszystkim to, że polscy artyści (różnych dyscyplin) raczej niechętnie podejmują ten temat. Są ważniejsze - równość kobiet i mężczyzn, tożsamość płciowa, aborcja, przemoc w rodzinie i inne. 
Tym, że nie wiedzieć czemu „walczymy” tam z nie wiedzieć kim o nie wiedzieć co (i to za swoje pieniądze), to już współczesnych artystów jakoś nie wzrusza. Mają ważniejsze sprawy na głowie. Nasz numer afgański oczywiście niczego nie zmieni i żadnej luki nie wypełni, ani nawet nie obudzi dyskusji, ale zróbmy chociaż coś. Pokażmy jak tam jest, pokażmy „wrogów”...
Jeszcze trwa nabór tekstów i zdjęć, dlatego nie chcę już dziś informować co będzie, bo parę rzeczy jest zamówionych i jeszcze powstaje, na inne czekamy i nie wiemy, czy się doczekamy... Mogę powiedzieć tylko tyle, że będą nie tylko materiały polskich autorów, ale też zagranicznych. Czytelnicy dowiedzą się też rzeczy niezwykłych o fotografii wojennej, żołnierskiej, też o żołnierskiej doli... Na pewno będzie ciekawie. A i oko będzie czym nacieszyć.
Cieszę się niezmiernie również na prezentacje poza-afgańskie, w tym na Portfolio Młodych, i na wszystko inne, co jak zwykle w „Kwartalniku Fotografia” można znaleźć.

Chcę również zapowiedzieć moje dzieło, które ukaże się jesienią, a może dopiero przed Świętami. Będzie to rzecz o zniszczonych i niszczejących nadal dworach wiejskich w Wielkopolsce. Ten cykl muszę zakończyć publikacją - jest zresztą ku temu świetna okazja - sto lat temu, w 1912, Leonard Durczykiewicz wydał swoje monumentalne „Dwory polskie w Wielkiem Księstwie Poznańskiem”. Zdjęcia już są, jeden ze wstępów się pisze...

Godzi się odnotować fakt historyczny, taki mianowicie, że otrzymałem od Tomasza Gudzowatego odbitkę autorską z cyklu o sportach tradycyjnych. Bardzo dziękuję, jest piękna. Czekała na mnie w Galerii pf w Centrym Kultury Zamek w Poznaniu, gdzie Gudzowaty miał w czerwcu wystawę. Szkoda, że była tak słabo rozreklamowana. Sam dowiedziałem się o niej w ostatnim momencie i cieszę się, że ją w ogóle zobaczyłem. Tyle barytów w jednym miejscu, to już dzisiaj absolutna rzadkość, no i sama fotografia też wysokiej próby. 

Odliczam dni do urlopu... jeszcze trzy tygodnie i wio! do Chorwacji, na dwa tygodnie. Wszyscy mi mówią, że tam jest pięknie. Wieczory spędzam przy stole - oglądam albumy fotograficzne, jakież to przyjemne... Nadav Kander, Edward Burtynsky, Karl Blossfeldt i wielu, wielu innych. Chciałbym mieć - na papierze - wszystkie albumy świata! I słuchać przy tym najlepszej muzyki. Wtedy już samemu nie trzeba fotografować, bo wszystko już zrobiono, tak pięknie... 

wtorek, 5 czerwca 2012

Konopka, Wrocław i Euro

„Wrocław magiczny” to tytuł wystawy fotografii Bogdana Konopki, jaką można oglądać w Starym Ratuszu we Wrocławiu. Wernisaż z udziałem autora odbył się w piątek, 1 czerwca. Było tłoczno i duszno, ale warto było przyjechać, aby zobaczyć jak zmienił się Wrocław i... fotografia Bogdana. Wystawa składa się ze zdjęć powstałych w końcu lat 70. (kwadraty z walącymi się lekko pionami, ale za to już z czarną ramką, nie wiem, czy była na odbitkach z tamtych czasów, czy też pojawiła się teraz, bo odbitki autor zrobił specjalnie na wystawę; jak mi powiedział - na 20-letnim przeterminowanym ilfordzie!), a także w 80., 90, po 2000 i... w maju 2012. Nie pamiętam do kiedy wystawa będzie czynna, ale dostęp do niej w czasie Euro będzie utrudniony, ponieważ wrocławski Rynek zamieni się w strefę kibiców, choć i wśród nich mogą znaleźć się fani fotografii.



Z lewej - Jolanta Śliwczyńska, z prawej - Janusz Nowacki, dawno nie widziany przeze mnie


A oto i Jacqueline Konopka, jak zawsze uśmiechnięta i pełna pogody ducha oraz sam Bogdan Konopka

Wernisaże, tak generalnie, to nie jest dobry czas na kontemplację dzieł, ponieważ wokół zawsze jest sporo ludzi, dlatego właśnie miło było spotkać się z paroma osobami, z którymi dawno się nie widziało, np. Elżbietą Łubowicz, Januszem Nowackim, Lechem Lechowiczem, Magdą Świątczak, czy kolegą po redaktorskim fachu Andrzejem Sajem. Dzięki naszej rozmowie mogę poinformować Czytelników, że do końca czerwca ma ukazać się nowy numer „Formatu” poświęcony całkowicie fotografii. Otrzymacie więc (bo i „Kwartalnik Fotografia” wychodzi w przyszłym tygodniu), Szanowni Czytelnicy, sporą dawkę literatury fotograficznej na letnie miesiące.


KF 38 - to jest wydrukowany arkusz w Witkinem

Liczyłem na to, że we Wrocławiu spotkam Ewę Andrzejewską i Wojtka Zawadzkiego, których nie widziałem od dawna, za którymi trochę się już stęskniłem, ale nie przyjechali...

Kropka nie tylko fotografią i „Wiadomościami Wrzesińskimi” stoi, bo wydajemy też literaturę. W naszej stajni jest jak do tej pory jeden autor, Rafał Szamburski, autor scenariusza filmu „Wszystko będzie dobrze” z Robertem Więckiewiczem. Dwa lata temu wydaliśmy debiut prozatorski Rafała, czyli „Wypracowanie nadobowiązkowe z Bohumila Hrabala”, a teraz wychodzi „Bękart”. Tak jak poprzednia, jest to „książka dobrze porysowana”, w opracowaniu graficznym Tomka Wojciechowskiego (fattombo), tego samego, który zaprojektował nagrodzoną niedawno na targach książki „Kolekcję wrzesińską 2010 - Andrzej Jerzy Lech”.


Pierwsze „Bękarty” wyjeżdżają z drukarni

A propos Kolekcji - jutro miał na wrzesińskim Rynku odbyć się wernisaż „Kolekcji wrzesińskiej 2011 - Mariusz Forecki”, ale z powodu kłopotów technicznych, została przeniesiona na przyszły czwartek, czyli 14.06.2012 na godz. 17.00. W imieniu autora, organizatora, czyli burmistrza Wrześni oraz własnym jako kuratora Kolekcji - serdecznie zapraszam.



czwartek, 31 maja 2012

Byłem w Łodzi, byłem w Krakowie, jutro jadę do Wrocławia

Nie wiem jak to się stało, ale maj przefrunął mi z prędkością światła. Nie wróciłem dobrze z Łodzi, nie zdążyłem jej dobrze przetrawić, a już tydzień później byłem (samolotem z Poznania!) w Krakowie. Doznania różne, aczkolwiek w obu miastach bardzo przyjemne - sporo dobrej fotografii, sporo ciekawych spotkań, rozmów, nowo poznanych ludzi (od tego między innymi są festiwale). 



Łódź (Fotofestiwal 2012) 
- po raz pierwszy od prawie 32 lat 
(tyle lat jestem żonaty) 
obudziłem się przed Jolą
Musiałem sfotografować ją śpiącą.


Pozostały katalogi, kupione i otrzymane w prezencie książki. Wraz z tym, co przyszło do redakcji zwykłą pocztą, utworzyło wcale pokaźną stertę. I wszystko to, i wypada, i chce się przejrzeć, przeczytać, przemyśleć, nacieszyć się. I najczęściej tylko się przekartkuje, odłoży w nadziei, że przyjdzie taki czas, kiedy będzie można do tego wrócić...




Kraków (Miesiąc Fotografii 2012) 
- po finale Ligi Mistrzów, obejrzanym w jakimś pubie z projektorem,
w towarzystwie Krzysia Kupidury (męża córki Oli) oraz Wojtka Wilczyka, 
przenieśliśmy się do Pauzy, w tym momencie kwatery głównej MFK.
Około 3.00 Wojtek zapytał: - A jadłeś kiedykolwiek kiełbasę z nysy? 
Nie wiedziałem o co chodzi, ale zdałem się na niego, bo to w końcu miejscowy. 
No i doszliśmy w okolice Hali Targowej, gdzie dwaj faceci z kosmosu
serwują w nocy kiełbachę z grila 
(za 8 zł masz 20-centymetrową kiełbasę, bułkę i musztardę). Pycha.




Kraków (Miesiąc Fotografii 2012) - Mocak - nowe (właśnie obchodzi swój roczek)
świetne miejsce wystawowe w Krakowie. Bardzo byłem dumny, że nasze wydawnictwa 
są w Bookstorze w Mocaku - tutaj ukłon w stronę Oli i Aśki Jóźwiak.
Oprócz wystawy Bratkowa, jest tam świetna wystawa „Sport w sztuce”,
której po prostu nie można przeoczyć.



Drukarnia zawalona robotą - „Bękart” Rafała Szamburskiego, „Kolekcja wrzesińska 2011 - Mariusz Forecki” (wernisaż w najbliższą środę, 6.06.2012 z udziałem autora i premierą książki na wrzesińskim Rynku, zapraszam), no i wreszcie „Kwartalnik Fotografia” nr 38.



Wydrukowane arkusze „Kolekcja wrzesińska 2011 - Mariusz Forecki”


Pierwszy egzemplarz nowej książki Rafała Szamburskiego, Bękart.
Wcześniej wydaliśmy tego autora „Wypracowanie nadobowiązkowe z Bohumila Hrabala”.
Autor m.in. był scenarzystą filmu „Wszystko będzie dobrze” z Robertem Więckiewiczem. 
Opracowanie graficzne i ilustracje - Tomek Wojciechowski (fattombo).


Okładka „Kwartalnika Fotografia” nr 38 nawiązuje do artykułu o Tomaszu Gudzowatym.
Dlaczego nie ma na niej fotografii Gudzowatego? To ciekawa historia. 
Odpowiedź znajdzie Czytelnik wewnątrz numeru...

W maju żyłem nie tylko fotograficznie - normalnie pracowałem w „Wiadomościach Wrzesińskich”, gdzie między innymi miałem wątpliwą przyjemność być sądzonym o pewien artykuł. Wczoraj na temat mojego (i kolegi redakcyjnego) procesu Polsat News zrobił materiał - patrz: http://wrzesnia.info.pl/g/września/item/535-września-polsat-news-o-„wiadomościach-wrzesińskich”.

Żeby odpocząć - i popracować (popisać do KF) - zrobiłem sobie w zeszłym tygodniu mały 2-dniowy urlop. Pojechałem do chatki letniskowej w Lipnicy (blisko jeziora powidzkiego, ale nad mniejszym jeziorem, zwanym naprusewskim lub kosewskim), gdzie razem z Kropkiem żyliśmy w pełnej symbiozie z lasem, polami, jeziorem, ciszą absolutną (gdyby nie ptaki!) i rozgwieżdżonym niebem. Mam ten domek od 2000 roku, ale jeszcze nie zdarzyło się, abym tam spędził pod rząd chociażby 7 dni, zawsze tylko doskakuję tam na krótki czas... A w Lipnicy jest cudownie, tam jest raj, jak mówi Emilka, młodsza córka. Zwłaszcza wiosną, zwłaszcza w tygodniu, poza weekendem, kiedy prawie nikt tam nie przyjeżdża. Kąpałem się w jeziorze na golasa (mam dowody fotograficzne, ale ich nie opublikuję, bo kulturalny jestem), razem z Kropkiem, też był w wodzie tak, jak go Pan Bóg stworzył, choć w swoim ciepłym, berneńskim futerku.


To ja tuż po wyjściu z wody 
(zawsze pływam krytym kraulem, 
więc łeb mam mokry)



Kropek - jaki on był szczęśliwy... 
- moczył się do woli i uśmiechał do pana, który był głębiej niż on. 
Nie umie głupek pływać, albo nie wie, że umie. 


Kropek na spacerze w Lipnicy - on się szybko męczy i lubi odpocząć...


Lipnica była też dla mnie testem, czy potrafię wytrzymać bez najbliższych... Kiedyś, gdy pracowałem na uczelni w Szczecinie było mi trudno przeżyć chociażby dzień bez rodziny. Potrafię. A nawet więcej - po tych kilkudziesięciu godzinach samotności wiem, że tęsknię do tego stanu! Nie, żebym chciał zostać pustelnikiem, ale dowiedziałem się, że potrzebuję wytchnienia, zmiany. Otoczenia, okoliczności przyrody, ludzi. Bycie tylko z sobą, ze swoimi myślami... To jest potrzebne każdemu człowiekowi. Tak myślę. A jeśli nie każdemu, to na pewno mnie jest to potrzebne. Ostatnio bardzo.


A jutro jadę do Wrocławia, bo o 18.00 w ratuszu jest otwarcie wrocławskiej wystawy Bogdana Konopki. Pierwsza część dnia - praca w Kropce, a ok. 14.00 jedziemy autem do Breslau. Wieczorkiem wracamy do Wrześni. 


A tak poza tym... Byliśmy dzisiaj w Miłosławiu. Fotografowałem przepiękny park przy pałacu Mielżyńskich/Kościelskich. To jest prawdopodobnie koniec cyklu „Typografia niepamięci”. Mam już wszystkie fotki, jakie chcę zrobić do tego cyklu, więc teraz... czas na publikację! Myślę, że 150-200 egz. albumu w zupełności wystarczy. Jak zwykle, poza kolekcjonerami, nikt tego nie kupi.


wtorek, 15 maja 2012

Moje sprawy sądowe z Bogusławą Słotą

Nie będę tu szczegółowo opisywał wszystkich rozpraw, jakie miałem przyjemność odbyć przeciwko Barbarze Słocie - pierwsza, w sądzie gospodarczym o zapłatę należności za druk „Biuletynu Fotograficznego Świat Obrazu”, zakończyła się moim sukcesem, jeśli można to tak nazwać, bo sąd apelacyjny nakazał Bogusławie Słocie wpłacić na moje konto kilkanaście tysięcy złotych wraz z odsetkami. Dzisiaj jej zadłużenie wobec mnie wynosi ponad 20 tysięcy złotych i cały czas rośnie (odsetki), ale niestety, jak dotąd nie otrzymałem od Barbary Słoty ani złotówki. Także krakowski komornik nie zdołał niczego uzyskać, ponieważ egzekucja okazała się bezskuteczna.
Jeszcze zanim zakończyła się sprawa w sądzie gospodarczym pozwoliłem sobie na tym blogu skreślić parę zdań o tymże procesie, co oburzyło Barbarę Słotę do tego stopnia, że postanowiła wystąpić do sądu cywilnego z pozwem przeciwko mnie o ochronę dóbr osobistych. Poniżej, w poprzednim poście - jak ostatecznie zakończył się ten proces. Opublikowane poniżej oświadczenie kończy sprawę na tym etapie. Powiem tylko tyle, że wystąpiłem do sądu apelacyjnego z wnioskiem o uzasadnienie wyroku i być może wystąpię do Sądu Najwyższego o kasację wyroku.

Piszę o tej całej sytuacji z niesmakiem, ponieważ stokroć bardziej lubię pisać o fotografii, a nie o przykrościach, jakie mnie spotykają. Czasem jednak i z takimi przypadkami musi mieć do czynienia wydawca i drukarz... I musi jak najszybciej zapomnieć o Bogusławie Słocie.

Wyrok w sprawie z powództwa Bogusławy Słoty przeciwko Waldemarowi Śliwczyńskiego

Sąd Apelacyjny w Poznaniu parę dni temu rozpatrzył apelację złożoną przez Bogusławę Słotę od wyroku Sądu Rejonowego w Poznaniu, który oddalił jej powództwo przeciwko mnie. Sąd Apelacyjny w części zmienił ten wyrok i nakazał mi opublikować na tym blogu na 14 dni oświadczenia następującej treści:


Ja, Waldemar Śliwczyński oświadczam, że zawarte w moim artykule pod tytułem „Jak oszukiwać ludzi, czyli jak zlecać robotę, a potem nie zapłacić” informacje dotyczące wymienionej w nim B. Słoty, o treści „...dokładnie wiedziała co robi - twierdzę, że od początku jej działania były obliczone na oszukanie mnie, od początku wiedziała, że mi nie zapłaci” były nieprawdziwe, za co B. Słotę przepraszam.

wtorek, 8 maja 2012

„Najpiękniejsza Książka Roku 2011” - mamy wyróżnienie!

Tak się cieszę!


Fragment pisma zawiadamiającego o wyróżnieniu


Pierwszy raz wysłaliśmy naszą publikację na konkurs piękności, dlatego tym bardziej cieszymy się, że mamy wyróżnienie. To sukces projektanta, Tomka Wojciechowskiego, ale także fotografa Andrzeja Jerzego Lecha, no i Wydawnictwa Kropka! Słowa uznania należą się również mecenasowi - Tomaszowi Kałużnemu, burmistrzowi Wrześni, który powstanie publikacji sfinansował, za odwagę, za zaufanie dla twórców dzieła. To rzadkie, bo przeważnie „władza wie lepiej”, też „co ładne”. W piątek w Pałacu Kultury i Nauki wręczenie nagród i wyróżnień. Ja będę wtedy na Festiwalu w Łodzi, więc wyróżnienia nie odbiorę, ale Tomek prawdopodobnie pojedzie... 

To takie ważne, aby publikowanie (powielanie, zwielokrotnianie, reprodukowanie) fotografii odbywało się w formie, która sama w sobie jest piękna, aby przedmiot, czyli album lub teka, pudło z luźnymi kartkami i inne, chciało się wziąć do ręki, żeby chciało się z „tym czymś” obcować, smakować je, wracać do niego. Jeśli już decydujemy się na formę papierową, to zróbmy wszystko, aby Czytelnik/Widz/Odbiorca (zawsze pisani z wielkiej litery!) owa konsumpcja była jakimś przeżyciem, doświadczeniem... czymś więcej niż zapoznaniem się z fotografią (jej obrazem, jej komputerową kopią, a nie nią samą) poprzez ekran, wyświetlacz. Chociaż reprodukcja poligraficzna nie jest doskonała, to w moim przekonaniu jest wiele bliższa oryginałowi, czyli odbitce na papierze, niż to, co wyświetlane jest na monitorze, czy wyświetlaczu. Z tego właśnie powodu - nadal drukowanie albumów fotograficznych ma sens. Dlatego nadal ludzie je kupują. Czyż nie?

W Paryżu kupiłem sobie w nadkanałowej księgarni Artbazar (reklamują się jako najlepsza na świecie księgarnia fotograficzno-dizajnerska) dwa albumy Burtynsky'ego „Oil” oraz Nadava Kandera Yangtze - The Long River. Jestem zauroczony tą fotografią. U Bogdana Konopki, który ma duży zbiór książek i albumów fotograficznych, obejrzałem sporo, trochę poczytałem - żeby zobaczyć i doczytać wszystko, co mnie interesuje, musiałbym zostać tam jeszcze z pół roku. Wyjeżdżałem - z tego powodu - trochę niezrealizowany, ale i tak szczęśliwy. Prawie tydzień w Paryżu, bez żadnych zobowiązań, obowiązków (oprócz sprawiania sobie przyjemności) - to niesamowite przeżycie. Prawie nie fotografowałem. Ale nie odmówiłem sobie paru migawek:


Od lewej: Tomasz Wojciechowski (fattombo), Leon Wojciechowski, 3 lata, Emilia Wojciechowska (mama Leona i żona Tomka), ja, Jola, moja żona - w tle Ogrody Tuillerie, leniuchy sobie siedzą


Widok z okna Bogdana Konopki na Rue de la Procession


Uwaga historycy fotografii: Wyjątkowo piękna panorama autorstwa Waldemara Ś., szczytowe osiągnięcie nowego dokumentu (chociaż prawy pion się „wali”, bo podniosłem lekko aparat)

Tak naprawdę ten pobyt w Paryżu upłynął mi pod wpływem cudownego małego człowieka, Leona, mojego wnuka i jego rodziców. Jeździł sobie hulajnogą po trotuarach, gadał po swojemu i po polsku z każdym, korzystał na maksa z placów zabaw, podrywał 3-latki... i zaprzyjaźniał się z 3-latkami płci męskiej. Byliśmy tak długo razem... Udało nam się przez 7 dni nie rozmawiać o pracy... Mam wspaniałe dzieci, tak wiele się od nich uczę.