środa, 13 lipca 2016

Wracam do gry – Cisza Wielkopolski


Pruchnowo, powiat wągrowiecki, 10.07.2016

Po ponad ośmiu latach powracam do mojego pierwszego poważniejszego tematu, czyli do „Ciszy” (2008), ale tym razem wyjdę poza mój powiat, a przedmiotem mojego zainteresowania jest cała Wielkopolska. Siłą sprawczą tej „reaktywacji” jest Ewa Kostołowska, kustosz Muzeum Mickiewicza w Śmiełowie (oddział Muzeum Narodowego w Poznaniu), która zaproponowała mi ten temat. 
Przypomnę, że cykl „Topografia ciszy”, czyli zapomniane dwory i pałace wiejskie w Wielkopolsce też był jej pomysłem, zresztą pani kustosz napisała piękny wstęp do książki o tym samym tytule (drugi tekst napisał Wojtek Wilczyk). 
Przypomnę też, że „Cisza” zawiera zdjęcia starej zabudowy wiejskiej: mieszkalnej, przemysłowej, folwarcznej, gospodarskiej, z tym, że wówczas fotografowałem tylko obiekty znajdujące się w powiecie wrzesińskim rozumianym historycznie, czyli łącznie z nieodżałowaną gminą Strzałkowo, która dzisiaj należy do powiatu słupeckiego. Cykl był w moich zamierzeniach nawoływaniem do zachowania dla przyszłych pokoleń jak największej części starej zabudowy wiejskiej, ponieważ jest ona materialnym składnikiem naszego narodowego dziedzictwa. Obory, stodoły, chlewy i inne budynki są zabytkami, z czego obecni właściciele czy dzierżawcy najczęściej w ogóle nie zdają sobie sprawy i robią bardzo wiele, żeby ich się pozbyć. Dlatego świadomie i z premedytacją niszczą wszystko co stare, bo to rudery, ogołacając polską wieś z reliktów przeszłości. Szacunkiem otacza się właściwie tylko kościółki i niektóre dwory ziemiańskie, ewentualnie murowane dawne szkoły, które w barbarzyński sposób przebudowuje się na mieszkania. Państwowe służby ochrony zabytków zadają się nie reagować i dają ciche przyzwolenie na rozwalanie zabudowy folwarcznej. 
Parę dni temu, po telefonie Ewy Kostołowskiej, przejrzałem ponownie „Ciszę” i z przerażeniem połączonym z niedowierzaniem stwierdziłem, iż mniej więcej połowa rzeczy, jakie „zdjąłem” w latach 2001–2008, już nie istnieje! A stąd płynie prosty wniosek, że moje nawoływanie do nieniszczenia było wołaniem na puszczy! Czy zatem warto było aż tak się trudzić, jeździć rowerem i autem po powiecie z ciężkim sprzętem przez ładnych parę lat? Odpowiedź nie jest łatwa. Skoro i tak, mimo mojego nawoływania, rozwalono tak wiele pięknych rzeczy, to znaczy, że nie było warto, ale jeśli chce się znaleźć w tym jakiś sens, to można jednak powiedzieć: przynajmniej zdjęcia zostały, przynajmniej na zdjęciach kilka stodół, domów mieszkalnych i folwarków, trwa nadal. 
Tym razem cykl będzie składał się z odbitek różnych formatów, od 30x40 cm, przez panoramy ok. 20x50 cm, do 50x60 cm. Premiera nastąpi podczas Nocy Muzeów, czyli w maju przyszłego roku, albo rok później. Oczywiście w Śmiełowie. Liczę też na to, że Muzeum znajdzie pieniądze na wydanie książki-albumu. Swój udział w przedsięwzięciu ma mieć też Muzeum Etnograficzne, które też jest filią Muzeum Narodowego.
Przystąpiłem już do pracy, bo czasu – jak na skalę przedsięwzięcia (80-100 fotografii) – jest naprawdę mało. Rozpocząłem od małego rekonesansu w gminie Kostrzyn Wlkp. oraz od pierwszego fotografowania w powiecie wągrowieckim (patrz zdjęcie na początku tego postu), korzystając z zaproszenia Lecha Szymanowskiego, który w galerii Miejskiego Domu Kultury pokazuje moją wystawę „808,2 km” (patrz zdjęcie poniżej – z piątkowego wernisażu).

08.07.2016 MDK Wągrowiec, wernisaż „808,2 km”, z prawej strony stoi (odwrócony tyłem) Krzysztof Szymoniak, który wygłosił bardzo konkretny wstęp; na lewo ode mnie stoi Lech Szymanowski
Na blogu będę od czasu do czasu publikował zdjęcia, jakie wywołam i zeskanuję. Do zobaczenia!


3 komentarze: