czwartek, 25 sierpnia 2011

Trochę przemyśleń na temat nowej fotografii

Dla kogoś takiego jak ja, to co dzieje się we współczesnej fotografii jest z jednej strony bardzo interesujące, bo zawsze z zainteresowaniem słucha się na przykład nowych piosenek (stare są fajne, ale słuchać tylko staroci?!), ale z drugiej - ta nowa fotografia jest dla mnie dużym wyzwaniem. Oglądając na przykład internetowe magazyny fotograficzne, krajowe i zagraniczne, często staję bezradny wobec wielu pokazywanych tam fotografii. Podwójnie bezradny: (1) interpretacyjnie - bo często nie wiem o co chodzi, oraz (2) hedonistycznie - bo oglądanie tej fotografii nie sprawia mi przyjemności, czyli tego czego, koniec końców, szukam w fotografii i w sztuce, literaturze, muzyce.
(1) nie oznacza, że nie rozumiem w ogóle - niektóre realizacje trafiają do mnie i wtedy chciałbym zobaczyć więcej, i więcej, i wówczas wyruszam na polowanie w Sieci. Nie rozumiem stylistyki snapshotowej - to nie moja bajka, zostałem wychowany modernistycznie - odczuwam  wielki szacunek do dzieła rozumianego jako przedmiot materialny o określonych cechach, cenię warsztat, nie potrafię patrzeć tylko na treść, na przesłanie, dla mnie liczy się nie tylko „co”, ale też „jak” (mówiąc językiem Wojtka Zawadzkiego). Wiem, że takie „bylejakie” kadry zawierają często sporo prawdy o świecie, są jedyną możliwością pokazania pewnych sfer rzeczywistości i gdyby nie snapshoty, to byśmy nigdy nie zobaczyli pewnych środowisk w ich naturalnym środowisku, co byłoby wielką stratą dla wszystkich. Nie znaczy to według mnie, że przenoszenie tej stylistyki w inne obszary zawsze ma sens.

Żeby nie być gołosłownym przywołam trzy publikacje książkowe, które zawierają prace młodych fotografów:



Pierwsza książka, New Perspective in Photography, Phaidona zawiera - według słów głównego autora książki - prof. (na Zachodzie wszyscy są profesorami) T. J. Demosa z Londynu - prace 78 artystów młodego pokolenia z całego świata, którzy w ostatnich pięciu latach (książka jest z 2007) wpłynęli i wpływają na rozwój fotografii. Nominowało zacne grono z całego ponoć świata (z naszej części globu: Zdenka Bedovinac z Muzeum Sztuki Nowoczesnej ze Słowenii, Iara Boubnova z Instytutu Sztuki Współczesnej z Bułgarii oraz Edit Molnar z Budapesztu, a także Olga Sviblova z moskiewskiego Domu Fotografii; Czechów - brak, Polaków - brak). Wśród prezentowanych fotografów Polaków i Polek zabrakło... Nie obwiniałbym Polaków, raczej Phaidona. Nie o tym jednak chcę pisać, a o samej fotografii. 
Jaka zatem jest ta nowa fotografia, która wytycza nowe perspektywy? Na pewno jest bardzo różnorodna i bardzo inteligentna, często wyrafinowana formalnie. Silny jest też nurt dokumentalny, oparty na solidnych podstawach warsztatowych, myślę, że jest on dzisiaj w młodej fotografii dominujący. Młodzi wrócili do źródeł fotografii - chcą pokazywać prawdę o rzeczywistości (cokolwiek to znaczy), choć niekoniecznie w taki sposób, w jaki czynili ich poprzednicy, a często też nauczyciele, czyli w sposób „estetyzujący”, „nostalgiczny”, „zaangażowany”, „melancholijny”, „ładny”. Jedyne, co ich łączy z poprzednimi pokoleniami, to warsztat - dzisiaj łatwiej osiągalny, też dzięki technicznym udoskonaleniom.
Nie ma już - w przywołanych publikacjach - fotografii czarno-białej. No - prawie nie ma. Jest Idris Khan, „polemizujący twórczo” z Becherami, czy An-My Le. Zmienił się ethos fotografa: nie jest to już szaman z zaczarowanym pudełkiem, siedzący nocami w ciemnej komorze. Zgłębiający tajemnice wywoływania, płukania czy suszenia negatywów i odbitek, śmierdzący chemikaliami... Ci, którzy nadal wytwarzają zdjęcia „po staremu” są w kompletnej mniejszości, co wcale nie oznacza, że są lepsi...
cdn.

6 komentarzy:

  1. Można też nawet nie dotykać aparatu, tak jak Gregory Crewdson (niemłody fotograf), i też się da... ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Siekiera jest już przyłożona do pnia, a kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha... ;)
    Podczas ostatniego fotografowania w Warszawie, posiałem gdzieś wężyk spustowy. I dzisiaj objechałem wszystkie krakowskie sklepy fotograficzne i nic. Dopiero w placówce o nazwie "Retrokomis", gdzie oprócz analogowych aparatów, sprzedają też instrumenty muzyczne, udało mi się kupić 2 szt. Prowadzący ten handelek pan (znam go od chyba 30 lat) wspaniale pachniał wodą kolońską o słodkim retro-zapachu, której - jak mi się wydaje - używa raczej doustnie ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Siekiera, motyka... A może to był przeterminowany Rodinal? ;)

    (PS W Krakowie w serwisie przy ul. Czapskich też mogli ten wężyk mieć, ale to raczej awaryjnie tudzież "poawaryjnie" ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. a ja mam parę wężyków! może wystarczy mi ich do końca życia, bo za parę lat już się tego nie kupi...

    OdpowiedzUsuń
  5. Oby nasze wężyki były sprawne do końca życia! ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Porównać snapshoty do shorpy i nic mi się nie nasuwa poza słowem regres

    OdpowiedzUsuń