poniedziałek, 30 stycznia 2017

Niepokój: majowa wystawa pod znakiem zapytania

Ze Śmiełowa nadeszły niepokojące wieści: prawdopodobnie nie ma forsy na moją wystawę, tzn. może będzie, a może nie będzie, a właściwie będzie, ale raczej w przyszłym niż w tym roku.
A już prawie wszystko mam! Jeżdżę na zdjęcia w każdy wolny dzień, czyli najczęściej w soboty i w niedziele, siedzę w ciemni, skanuję dla podglądu, na 20 lutego będę gotów – taki był termin według umowy, którą negocjowaliśmy (i wszystko ustaliliśmy), ale której nie podpisaliśmy, bo dyrektor w centrali w Poznaniu się zreflektował, że nie ma forsy.

Śmiełów, 2017

Mam jeszcze nadzieję, że uda się coś zrobić i że „Zapomniane dziedzictwo” ujrzy światło dzienne jeszcze w tym roku. Tego typu projekty mają to do siebie, że mogą nigdy nie mieć końca, bo przecież zawsze można znaleźć coś interesującego, więc mogą powstawać jeszcze przez wiele, wiele lat. I finalnie – zestaw będzie lepszy, silniejszy, bo pula zdjęć, z których dokonamy ostatecznej selekcji będzie większa. Ja jednak tak nie chcę, wolałbym już zakończyć pracę, bo w głowie mam następne pomysły. Założeniem „Zapomnianego dziedzictwa” nie jest zapis topograficzny, kompletny – taki jak np. w „Niewinne oko nie istnieje” Wojtka Wilczyka – tylko przemawianie poprzez przykładowe fotografie. Nie wiem, czy w ogóle możliwe jest sfotografowanie wszystkiego, co interesujące (a jak to mierzyć?) w starej, niszczejącej zabudowie wiejskiej, folwarcznej Wielkopolski? Obiektów są tysiące, więc żeby je wszystkie znaleźć, objechać, sfotografować potrzeba jest czasu. Mnóstwo czasu. Podejrzewam, że zanim uwieczniłbym ostatni obiekt (po ilu latach?), pierwszy, osiemnasty, czy np. osiemset ósmy, już by przestał istnieć. Pod ciosami spychacza, czy ładowacza kiszonki. 
Lepiej porzucić marzenia o topografii, lepiej zadowolić się przykładami fajnej architektury, która umiera. Może wtedy, gdy ktoś kto ma moc kształtowania rzeczywistości zobaczy je w całym swoim majestatycznym pięknie na moich fotografiach, postanowi je ocalić dla następnych pokoleń? Będę szczęśliwy, gdy choć jedna budowla dzięki mnie przedłuży swoje istnienie. „Kto ratuje jedno życie...”

Mieszków, 2017

Pracując przy „Topografii ciszy” (dawne siedziby ziemiańskie w Wielkopolsce) szukając obiektów do sfotografowania, korzystałem przede wszystkim z książki Libickich „Dwory i pałace w Wielkim Księstwie Poznańskim”, natomiast teraz nie mam takiego przewodnika. Mam tylko „Architekturę niedostrzeganą” z 1994, ze wstępem Włodzimierza Łęckiego. Nie wszystko co tam jest mnie zachwyca, poza tym przez dwadzieścia parę lat sporo się zmieniło. Dlatego największą przyjemność sprawiają mi własne znaleziska, takie np. jak widoczna powyżej majestatyczna sylweta gorzelni w Mieszkowie. Jest piękna, szkoda tylko, że nie ma możliwości dalszego odejścia, aby sfotografować ją w całości, np. z całym kominem i przybudówką z prawej. No cóż, gdybym miał szerszy obiektyw... Mam tylko standardowy. I tak jest pięknie, prawda?

Koszkowo, 2017

Żeby nie było tak, że w Wielkopolsce wszystko niszczeje, a w szczególności świetna poniemiecka zabudowa folwarczna, czasem natrafiam na przykłady pozytywne. W Koszkowie, niedaleko Dolska jest jedna z ferm firmy Mróz, pięknie odnowiona. Była kiedyś taka zawodowa grupa kolarska, to ten sam pan Mróz, chyba Stefan. 
I jeszcze jedna fotka, nie tylko płot (mur), ale nawet rów świetnie i ze smakiem ukamieniowany:

Koszkowo, 2017

Fajną mam robotę, szkoda, że tylko w weekendy...