sobota, 27 listopada 2010

Andrzej odleciał

W czwartek rano na lotnisku Ławica w Poznaniu pożegnałem Andrzeja Jerzego Lecha. Był we Wrześni od chyba 6 października, dwukrotnie przedłużył pobyt o tydzień, więc ostatecznie nazbierało się tego czasu na fotografowanie Wrześni i jej mieszkańców ponad dwa miesiące. Liczę łącznie z prawie trzema tygodniami w maju.

Andrzej wyjechał niezwykle wyczerpany, zwłaszcza psychicznie. Zdaję sobie sprawę - a on o tym mówił wiele razy - jak męczące musiało być dla niego prawie codzienne fotografowanie mniej lub bardziej licznych grup ludzkich. To wielka odpowiedzialność - przed „zdejmowanymi” osobami - żeby wszystko wyszło jak należy. Zdjęcie domu, czy zaułka zawsze można powtórzyć, a zdjęcia 420 biegaczy już nie.

Teraz czeka go nie mniej wyczerpujący etap - wywołanie dwustu negatywów! Każdy osobno, każdy w kuwecie w zupełnej ciemności przez 66 minut (samo wywoływanie, nie licząc przerywania i utrwalania, a potem płukania i suszenia). Jakby na to nie patrzeć wychodzi około 300 godzin „czystej gry”. A potem odbitki - każda wywołana, odbielona, tonowana w tonerze, a potem w herbacie „Ulung”, znowu płukana, wreszcie suszona na sznurku prawie do całkowitej suchości, aby ostatecznie trafić do prasy, która sprawi, że odbitka będzie całkowicie płaska. Benedyktyńska robota... No tak, my analogowi fotografowie tak już mamy...

A potem do pracy przystąpimy my, Wydawnictwo Kropka - mamy wydać książkę, która będzie zawierała najlepsze zdjęcia projektu, czyli... wszystkie fotografie, wszystkich grup. Nie można przecież sprawić zawodu komukolwiek. Książka ma być gotowa na maj 2011, kiedy we Wrześni odbędzie się wystawa Kolekcji Wrzesińskiej Lecha. Wtedy też w Galerii FF w Łodzi w czasie, kiedy będzie odbywał się kolejny Fotofestiwal, zostanie otwarta wystawa retrospektywna Andrzeja Jerzego Lecha. Kuratorem tego pokazu (140 fotografii!) jest Krzysztof Jurecki. Zapowiada się więc w maju mały festiwal Lecha. Rezerwujcie sobie czas!

poniedziałek, 8 listopada 2010

Transfotografia w Gdańsku i Festiwal Fotodokumentu w Poznaniu

W piątek w Gdańsku wiele godzin spędziłem przeglądając wraz z  autorami portfolia. Było to interesujące przeżycie, a w paru przypadkach spotkanie z bardzo interesującą twórczością i bardzo ciekawymi osobowościami. Cieszę się z tych spotkań. Mam nadzieję, że moje uwagi na coś im się przydadzą, chociaż w każdym przypadku zastrzegałem, że to tylko moje subiektywne widzenie ich twórczości i żeby za bardzo nie przejmowali się tym, co mówię.
Niektóre rzeczy postaram się pokazać w KF-ie, ale teraz nie powiem jeszcze kogo, zresztą czekam na CD z niektórymi pracami. Jeszcze raz powtarzam: było to bardzo interesujące przeżycie, budujące dla mnie w tym sensie, że ponownie przekonałem się, że jest tak wielu młodych zdolnych. I ogromnie zaangażowanych, mających wręcz fioła na punkcie fotografii. Czerpiących wielką przyjemność. Wielu z nich ma przy tym rozległą wiedzę fotograficzną i znajomość twórczości wielu fotografów.

Cieszę się również z nowo poznanych „towarzyszy w fotografii”: Leszka J. Pękalskiego, Pawła Olearki, Michała Szlagi, Oli Księżopolskiej oraz Kuby oraz dwóch Francuzów z Lille, którzy pokazali fotografie z Islandii...

Po siedmiu godzinach, zmęczony, ale szczęśliwy wgramoliłem się do auta i przez noc pojechałem do domu. Nazajutrz, prawie od razu po przebudzeniu znowu auto i Poznań - dzień fotocastu na Fotodokumencie. Kolejne przeżycia, kolejne wzruszenia - znowu kontakt z dobrą fotografią, znowu spotkania i dyskusje - bierne (słuchanie dyskusji, jakie Witek Krassowski prowadził z autorami) i czynne (z Moniką Piotrowską, Mariuszem Foreckim i innymi). No i spotkanie po latach z Saszą Czekmieniewem...

Powrót do domu późnym wieczorkiem... sen.

A dzisiaj, w PF-ie pierwsza wystawa Witka Kanickiego jako kuratora. Magda Hueckel - zbieram siły, chcę jechać, ale czy sił wystarczy? Oprócz tego, ostatnie rozmowy z Dobrzycą o kalendarzu, ostatnie akceptacje i... druk. No i niekończące się rozmowy z kandydatami na radnych, burmistrzów, wójtów... nawet wypić nie ma kiedy... a tak już by się chciało, nie mówiąc o tych „innych sprawach”.

poniedziałek, 1 listopada 2010

Krzysztof Jurecki odszedł z „Kwartalnika Fotografia”

Na swoim blogu Krzysztof informuje, że zakończył współpracę z KF, a także podaje powody, dlaczego to zrobił. Napisałem co nieco w komentarzach pod tym wpisem. Potem wywiązała się mała dyskusja, ale ja już w niej nie uczestniczę, bo najnormalniej w świecie - szkoda mi czasu na takie dywagacje. Jeśli kogoś to interesuje, to proszę o przeniesienie się na tamtego bloga - Jurecki foto.

W najbliższy weekend jadę przeglądać portfolia w ramach Transfotografii w Gdańsku (sobota), a zaraz potem pędzę do Poznania, żeby zobaczyć Festiwal Fotodokumentu Moniki Piotrowskiej i jej Pro Fotografii. Chcę tam być, chociaż w niedzielę (zaczyna się w sobotę), bo oprócz wielkiej ochoty na tę imprezę (nie tylko fotografia, ale też prezentacje multimedialne), cieszę się na spotkanie z Saszą Czekmieniewem z Kijowa. Przyjeżdża z żoną Nataszą jako autor jednej z wystaw. Parę lat temu gościłem Saszę we Wrześni, gdzie na Prowincjonaliach Filmowych urządziłem mu małą wystawę. Był wtedy u mnie parę dni, zaprzyjaźniliśmy się, miałem do niego jechać w odwiedziny, ale jakoś tak zeszło... Jestem ciekawy co pokaże w Poznaniu. Takie spotkania po latach zawsze są miłe.

Kolejny weekend to obrady jury Salonu Fotografii Artystycznej w Żarach... znowu wyjazd. No trudno, jak się obiecało, to słowa trzeba dotrzymać.

Tak mi się chce fotografować i pracować w ciemni... ale jak na złość nawaliły mi żarówki w powiększalniku i za nic nie mogę ich nigdzie kupić. W moim Durście Laboratorze 138 zastosowano halogeny o amerykańskich parametrach 300 W, 120 V. Sklepy internetowe przyjmują zamówienie, po czym przysyłają zawiadomienie, że jednak „nie mają ich aktualnie na stanie”. I wszystko leży. Chciałem dać Andrzejowi Lechowi pewną pracę (on też mi coś daje), ale nie mogę jej odbić. W planie mieliśmy nawet wspólne posiedzenie w ciemni przy czerwonym świetle z czerwonym winem, a tu takie coś. No po prostu żal dupę ściska, bo Andrzej 10 listopada wylatuje.

Tak w ogóle to mam ogromne wyrzuty sumienia, że tak mało z nim jestem, że nie poświęcam mu tyle czasu, ile bym chciał. Chciałem też nakręcić reportaż wideo na temat jego pobytu we Wrześni. Coś tam jest już zrobione, ale to ciągle mało. Dni uciekają, on tu jest, śpi w hotelu, a my spotykamy się raz na parę dni. Muszę chyba wziąć sobie urlop i pobyć z nim więcej. Jutro jadę jeszcze raz, na ostatnie zdjęcia do kalendarza w Dobrzycy i mam nadzieję zakończyć tę pracę. Boję się tylko, że zleceniodawcy wybiorą nie te zdjęcia, jakie ja bym wybrał... Może moje obawy okażą się bezpodstawne? Oto kilka przykładowych fotek:


Bractwo Kurkowe



Stawek z mostkiem



Strażacy-ochotnicy



Te gęsi gonią i podszczypują!


Polubiłem to miejsce - fotografowanie, nawet na zlecenie jednak zbliża do fotografowanych miejsc, do fotografowanych ludzi. W pomyśle na ten kalendarz zmałpowałem trochę pomysł Andrzeja Lecha, chociaż w moim wydaniu to fotografowane osoby, a nie ja wymyślają miejsce, w którym chcą być uwiecznieni. Poza tym, kalendarz będzie składał się na przemian z fotografii ludzi i parku. Zamierzam również zaproponować wystawę z fotografiami, jakie w Dobrzycy wykonałem.