Bogdan Konopka w Bydgoszczy
Wybraliśmy się wczoraj, czyli 25 stycznia br. na wernisaż mini-retrospektywy Bogdana Konopki w Muzeum im. L. Wyczółkowskiego w Bydgoszczy. Było bardzo miło znów się spotkać z „naszym” paryżaninem, chociaż nie było zbyt wiele czasu na dłuższą rozmowę, a i wernisaż to nie jest najlepsze miejsce i czas na pogawędki. Tak czy inaczej, przyszło dość dużo osób, zważywszy też na fakt, że tuż obok Muzeum odbywała się w tym samym czasie wielka, spontaniczna manifestacja anty-ACTA... Odnotujmy również, że na wernisażu wystąpił również Lech Lechowicz, który nakreślił sylwetkę artystyczną Konopki.
Kiedy opadł już kurz powernisażowy wręczyłem Bogdanowi „Kolekcję wrzesińską 2010 - Andrzej Jerzy Lech”, po której bohater wieczoru przesłał Andrzejowi całusa oraz podniesiony w górę kciuk. Zdjęcie to zrobiłem telefonem, dlatego natychmiast, „na oczach” Bogdana wysłałem je za ocean. Myślę, że to mały, aczkolwiek w dobrym kierunku uczyniony kroczek ku pojednaniu obu Panów, których fotografia miała i ma ze sobą tak wiele wspólnego...
A teraz o smutnych refleksjach. Po pierwsze - mówił o tym Konopka - że uczestnicy warsztatów, jakie poprowadził w Bydgoszczy, naładowali mu akumulatory siłą młodości i entuzjazmu i że tę siłę zawiezie do smutnego Paryża. Po drugie - brak zleceń dla fotografów oraz zastój na rynku sprzedaży odbitek. Coś tam się sprzeda, np. w Moskwie, ale nawet renomowani artyści mają problem ze związaniem końca z końcem. Po trzecie - Lech Lechowicz powiedział mi, że monumentalna „Historia fotografii polskiej” przygotowywana od dwóch lat przez najlepszych polskich historyków fotografii „ukaże się jeśli wydawnictwo (Universitas z Krakowa) wygra konkurs na grant z ministerstwa”. Kurcze pieczone, pomyślałem, a powiedziałem tylko: Co, to Wy musicie się ścigać w jakimś tam konkursie?!
To niepojęte i poniżające, ta wieczna żebranina, to wieczne „u drzwi Twoich stoję Panie, czekam na Twe zmiłowanie”. Jak długo jeszcze tak będzie? Przypominam niezorientowanym, że jak dotąd nie ma żadnego kompleksowego naukowego opracowania historii polskiej fotografii. Płażewskiego „Spojrzenie w przeszłość polskiej fotografii” kończy się na 1939, a i wartość naukowa ma momentami wątpliwą.
Lech Lechowicz powiedział mi też coś niepokojącego i dla mnie wręcz szokującego - za dotychczasową pracę naszym naukowcom nikt nie zapłacił dotąd nawet złamanego grosza! A pracują, spotykają się, piszą już trzeci rok. Wniosek jest więc też taki, że nie tylko artystom w naszym kraju bieda w oczy zagląda, ale też naukowcom-humanistom. Tym z nauk ścisłych, technicznych, czy przyrodniczych zawsze było w życiu lepiej. A humanistyka to ciągle coś na kształt hobby. Jak długo jeszcze tak będzie?