środa, 7 marca 2012

Fotografia to nie socjologia i takie tam...

Parę dni temu byłem w Wągrowcu na wernisażu wystawy „Marginesy historii”, czyli tej, która w maju 2011 była pokazana w Spocie w Poznaniu podczas Biennale Fotografii i w której mam przyjemność brać udział. Dla mnie w Wągrowcu najciekawsza była dyskusja, jaka rozegrała się po towarzyszącemu wystawie spotkaniu z Łukaszem Rogowskim, młodym poznańskim socjologiem, który na zaproszenie Sławka Tobisa (kuratora i organizatora całego przedsięwzięcia) przeprowadził mini badania socjologiczne w okolicach Marylina - Piłki - Drawska, czyli tam, gdzie fotografowaliśmy. Rogowski przedstawił w skrócie wyniki swoich badań. 
Słuchając go zastanawiałem się cały czas jak nasze fotografowanie ma się do tego, co o ludziach mieszkających w gminie Drawsko był w stanie powiedzieć socjolog i czy można w ogóle na jednej płaszczyźnie stawiać jego i nasze „ustalenia”. Skracając maksymalnie wywód można powiedzieć, że to, co on konstatuje ma się nijak do tego, co my fotografowie pokazujemy. I tu jest zasadnicza różnica - on „mówi”, „twierdzi”, „konstatuje”, a my „pokazujemy”. On posługuje się słowem, językiem dyskursywnym, obiektywnym, naukowym, neutralnym (w założeniu) aksjologicznie, nieoceniającym, natomiast my - tworzymy jedynie pewne opowieści obrazkowe. Można je (te nasze cykle obrazków) oczywiście werbalizować, tłumaczyć na słowa, ba! nawet wielkie eseje na ich temat napisać, a ich objętość (tych esejów) będzie zależała tylko od naszej wrażliwości, erudycji, bądź grafomaństwa, ale - mam co do tego głębokie przekonanie - będą to tylko i wyłącznie nasze wizje rzeczywistości Pogranicza, a nie żadna o nim Prawda. Każdy zestaw autorski, jaki powstał na Tobisowym plenerze, więcej mówi o autorze niż o „opisywanej” rzeczywistości. Każdy z fotografów po swojemu zinterpretował to, co zastał w leśno-puszczyńskim niedawnym pograniczu polsko-niemieckim. Każdy dostrzegł coś innego i to uwiecznił. Każdy pokazał co go chwyciło. Wiedzy jednak o tym terenie, w moim przekonaniu, nasze fotografie nie przekazują - tę przekazują np. badania socjologiczne i inne... historyczne, etnograficzne, demograficzne, a nawet... dziennikarskie (w dyskusji poruszył ten problem Jerzy Mianowski).
Sztuka zawsze chorowała na „dziecięcą chorobę naukowości”, tzn. miała ambicje badawcze, czyli naukowe. Niepotrzebnie. Sztuka niech będzie sztuką, niech daje radość, emocje, niech budzi dyskusję, niech jeździ po bandzie. To byłoby straszne, gdyby sztuka stała się nauką...


Teraz parę słów o tym, co aktualnie robię. Przygotowuję nowy „Kwartalnik”, a także swoją książkę-album o opuszczonych dworach ziemiańskich w Wielkopolsce. Wpierw o pierwszym zajęciu - będzie to numer mocno fotoreporterski, choć będą też inne materiały. Ukaże się w maju. Bardzo cieszę się, że Mariusz Forecki zgodził się mieć swoje stałe „okienko” w KF. Jego „5 Klatek” będzie zapewne mocnym, stałym elementem pisma. Nie zdradzę, co Mariusz zaprezentuje teraz, ale nie będzie to nic własnego... Przy okazji z wielką frajdą informuję, że fragment Kolekcji wrzesińskiej 2011 Mariusza Foreckiego - fotoreportaż z polowania Koła Łowieckiego „Szarak” z Wrześni - zdobył drugie miejsce w konkursie BZWBK Press Foto 2012 w kategorii „Środowisko naturalne - fotoreportaż”. Zaprezentujemy też twórczość innych fotoreporterów, chociaż ich działalność często wykracza poza zwykłą robotę fotografów prasowych. Nie mogę na razie ujawniać wszystkich szczegółów tego, co planujemy, ponieważ nie wszystko jest pewne - kiedy będę miał wszystko na biurku, czyli w kompie, to będę mógł ogłaszać. Na pewno będzie co oglądać i co czytać. 


Moja książka. Od 2009 fotografuję to, co pozostało z wiejskich dworów w Wielkopolsce. Powoli nadchodzi czas, aby to pokazać... Tak się składa, że równo sto lat temu, czyli w 1912 Leonard Durczykiewicz wydał swoje wiekopomne „Dwory polskie w Wielkiem Księstwie Poznańskiem”, czyli pojawia się dodatkowa okazja, aby wrócić do tematu. Jeszcze przez marzec i kwiecień będę fotografował, a potem już tylko skanowanie, wybieranie, pisanie, projektowanie i druk. Nie będzie to zapis kompletny, jak z synagogami i domami modlitwy Wojtka Wilczyka, bo nie mam takich ambicji, nie będzie to też interwencja typu: ratujmy zabytki, bo sporo wiejskich siedzib ziemiańskich jest świetnie odnowionych, ale raczej „esej historyczny” przypominający o holokauście ziemian jako klasy społecznej. Czy przeszlibyśmy dzisiaj „do porządku dziennego”, gdyby ktoś wymyślił, że trzeba pozbawić majątku i domów np. wszystkich przedsiębiorców rolnych i inteligentów tam żyjących? 




Rybowo, pow. Wągrowiec