czwartek, 3 października 2013

„Stocznia Szlaga” - coś wybitnego!




270 dużych stron w oprawie twardej z obwolutą, już to rodzi respekt...

Dla mnie to najlepsza polska książka fotograficzna ostatnich lat. A może powinienem napisać, że to najlepszy projekt dokumentalny w polskiej fotografii? Cholera wie, nie powinno się ferować takich wyroków, a może raczej powinno się, ale nie wypada, nie warto? Może lepiej być wyważonym, ostrożnym i jedynie odnotować? Blog to jednak blog, mój blog, więc mogę tu pisać co chcę. Więc powtórzę - „Stocznia Szlaga” to najlepszy polski projekt dokumentalny, jaki powstał. Tak uważam.

Dlaczego tak uważam? 

Bo:

1. od początku Michał Szlaga wiedział, co chce dokumentować, choć miał wtedy 22 lata(!) - proces zmian tkanki materialnej Stoczni Gdańskiej
2. po co? od początku był to protest przeciwko bezmyślnemu i bezdusznemu wyburzaniu tego, co jest spadkiem od Przeszłości
3. Michał Szlaga nie jest zimny, wyrachowany, obojętny - on cierpi, boli go to, co widzi, dlatego rejestruje 
4. to, co robi nie jest „projektem”, kolejnym zleceniem (z czego są pieniądze), ale czymś co wyrasta z potrzeby serca, on nie przyjechał z daleka, on jest „stąd”, on całym sobą czuje problem, „jemu zależy”
5. jest cierpliwy, nie spieszy się, potrafi czekać wiele lat
6. robi to, bo chce, a nie dlatego, że musi, na swój koszt
7. robi to mimo braku wsparcia władz miasta (bo one wiedzą, że Szlaga swoją pracą walczy o zmianę planów władz, że nie podobają mu się decyzje już podjęte)
8. Projekt Szlagi abstrahuje od polityki i od legendy Solidarności, której autor nie kwestionuje, choć zauważa, że ochroną konserwatorską w Stoczni Gdańskiej objęte są tylko miejsca i obiekty związane z tym ruchem społecznym. 
9. Michał Szlaga jest świetnym fotografem.

Popłakiwałem sobie od czasu do czasu, kiedy oglądałem zdjęcia. Jak tu nie płakać, kiedy patrzy się na tak piękną architekturę, piękne miejsca, a za chwilę - na kupę kamieni? Myślę, że Michał też płakał. Nie raz.



Przykładowe strony „Stocznia Szlagi”

„Stocznia Szlaga” to nie jest zwykły zbiór zdjęć „na temat”, to najwyższa forma fotografii - to opowieść, w której „o coś chodzi”. To nie tylko rejestracja, to walka o coś. O zmianę rzeczywistości. Adresatem „Stoczni Szlaga” są decydenci, władze Gdańska i obecni właściciele terenu Stoczni. Jeśli oni nie „zobaczą” książki, to robota Szlagi pójdzie na marne. 
Zapytam.

Aktualizacja: 
przyszła odpowiedź od Antoniego Pawlaka, rzecznika prasowego Prezydenta Miasta Gdańska:



Szanowny Panie, oto odpowiedzi. Jako rasowy urzędnik powinienem był napisać "przedmiotowe odpowiedzi".

- Czy Michał Szlaga przy realizacji swojego projektu „Stocznia Szlaga” korzystał z jakiejkolwiek pomocy Miasta Gdańsk?
Przy tym nie, Korzystał przy innych swoich projektach.

- Kolonia Artystów, czyli miejsce do mieszkania i pracy gdańskich artystów na terenie Stoczni Gdańskiej, było i jest finansowane przez miasto? Jaki był cel sponsorowania artystów przez miasto, czego miasto oczekiwało od artystów? Czy artyści spełnili oczekiwania Miasta?
Tereny postoczniowe nie są własnością Miasta. Zostały sprywatyzowane. Kolonia Artystów nie była finansowana przez Miasto - funkcjonowała na zasadzie porozumienia pomiędzy pojedynczymi artystami a jednym z podmiotów prywatnych - właścicielem gruntu i obiektu, w którym funkcjonowała KA.

- Michał Szlaga w swoim projekcie „Stocznia Szlaga” w pewnym sensie krytykuje miasto, że nie dba ono o dziedzictwo kulturowe tego miejsca  i pozwala na wyburzenia historycznych budynków i np. dźwigów portowych - co Państwo na to? Czy nie szkoda tak pięknych budynków?
Zdecydowanie szkoda! Jednak Miasto nie jest właścicielem tych terenów. To Państwo Polskie zdecydowało o prywatyzacji, a nie komunalizacji terenów. Miasto robi w tej kwestii tyle, ile może. Na przykład zinwentaryzowało dźwigi stoczniowe, których jest 107. I zabiega o to, by ocalić te, które mają wpływ na panoramę miasta. Ale nie łudźmy się – nie jest możliwe ocalenie wszystkich. Bo nie jest to łatwe zadanie, bowiem ocalić dźwig to go kupić, wykupić lub wydzierżawić od właściciela grunt na którym dźwig stoi, ubezpieczyć, konserwować itd. To idzie w bardzo grube miliony złotych. Takich pieniędzy nie ma w budżecie żadne polskie miasto.
To obywatelskie „poruszenie”, które teraz obserwujemy, trzeba z goryczą stwierdzić, jest niesłychanie ważne i cenne, ale niestety mocno spóźnione. Na dodatek Miasto zostało niejako postawione w sytuacji odpowiedzialności nie za swoje decyzje. Trzeba jasno powiedzieć, że „Stocznia” wymaga decyzji i działania rządu.

Czy droga (estakada) nie mogła iść inaczej?
Debata przy wyłożeniu planu zagospodarowania terenów postoczniowych odbyła się wiele lat temu. I nikt wówczas nie zgłaszał zastrzeżeń. Ani środowiska architektów i urbanistów, ani wojewódzki konserwator zabytków, ani mieszkańcy Gdańska. Obecna dyskusja na ten temat odbywa się zdecydowanie za późno, bo praktycznie dopiero wtedy, gdy ruszyła budowa. A czy mogłaby iść inaczej? Każda droga prawdopodobnie mogłaby iść inaczej. Ale w tym wypadku zaryzykowałbym śmiałą tezę, że miejscy planiści, którzy przebieg drogi konsultowali z urbanistami z Politechniki Gdańskiej, znają się na swojej robocie.