niedziela, 9 sierpnia 2020

Fotofestiwal 2020, cz. I

Z kolekcji Hunta


Nie byłem na Fotofestiwalu już parę lat, z tym większą ciekawością, ale i też z większymi oczekiwaniami, wybrałem się do Łodzi dzisiaj (niedziela. 9.08.). To pierwsza część tegorocznej edycji festiwalu, druga ma być w październiku, o ile oczywiście sytuacja pandemiczna pozwoli. Jest  nietypowo, bo obowiązują rygory antywirusowe, ludzi dużo mniej niż zwykle, ale i tak interesująco. Jak zwykle.

W tym roku tematem przewodnim są kolekcjonerzy fotografii i ich kolekcje. Nie widziałem wszystkiego, a tylko wystawy główne w Łódź Art Center (chyba nadal to miejsce tak się nazywa) przy Tymienieckiego oraz jedną wystawę towarzyszącą – w pobliskiej Willi Grohmanna, czyli w Muzeum Książki Artystycznej; na więcej sił nie starczyło, upał i maseczki nie pozwoliły na więcej. Nie zamierzam pisać dziennikarskiego sprawozdania z tego, co widziałem, a jedynie podzielić się z Czytelnikami tego bloga moimi refleksjami i odczuciami. 

Chyba największe wrażenie zrobiła na mnie wystawa inicjatywy Fortepan z Węgier, czyli archiwum fotografii anonimowych, negatywów wyrzuconych na śmietniki, nieznanych autorów, a także  zdjęć podarowanych przez różnych ludzi. Dwóch kolegów ze studiów, podejrzewam, że mniej więcej w moim wielu, postanowiło kolekcjonować fotografię niechcianą, niedocenianą, skanować i archiwizować (opisywać, tagować) to wszystko, co wpadnie im w ręce. Wpierw dostrzegli wielką wartość, zwłaszcza dokumentalną takiej fotografii, często bardzo amatorskiej, kiepskiej technicznie i kompozycyjnie – a później zaobserwowali, że miewa ona w swojej masie także wartość historyczną, a nawet artystyczną. Mieli rację! Dzięki nim możemy dziś oglądać bardzo różne zestawy fotografii, czasem bardzo zaskakujące, np. z „misiem” zatytułowane: „Koszmar Bożego Narodzenia”, czy np. odzwierciadlające marzycielski mit Ameryki – zdjęcia z Coca Colą czy drogą nr 66. 

cdn.

poniedziałek, 2 marca 2020

Zapraszam do Wrocławia na moją wystawę



Muzeum Pana Tadeusza zaprasza na wystawę fotografii autorstwa Waldemara Śliwczyńskiego, przedstawiających dwory, pałace i zameczki z wielkopolskiego szlaku Adama Mickiewicza. 
Dwory i dworki polskie, pałace i zameczki – wszystkie te miejsca do których dzisiaj sięga wyobraźnia wędrowca. Ludzkie gniazda w wersji luksusowej. Te, które weszły do kanonu ziemiańskiego życia, powstawały najczęściej około połowy XVIII wieku, następnie przerabiane i modernizowane dotrwały, mimo wojennych kataklizmów, do dzisiaj.
Dwory wielkopolskie tak niepodobne, a jednak przywodzące na myśl dwory litewskiego ziemiaństwa, gościły młodego, sławnego, polskiego poetę Adama Mickiewicza od sierpnia 1831 do marca 1832 roku. Wielkopolski szlak Mickiewicza wiódł od dworów i dworków do pałaców – kędyż on nie przejeżdżał! Czasem aż trudno uwierzyć, że w tak krótkim czasie zdołał przemierzyć Wielkopolskę wzdłuż i wszerz, a co ważniejsze, zatrzymać się choć na kilkanaście godzin w tylu miejscowościach.
To w gościnnych wielkopolskich dworach doznał po raz ostatni smaku ojczystych potraw i napełnił wzrok swojskimi krajobrazami, zanurzył się w szlacheckiej, polskiej tradycji. Ta odświeżająca pamięć kąpiel w polskości, pozwoliła na napisanie „Pana Tadeusza”.
Tyle napisało Muzeum, od siebie dodam, że będę oprowadzał po wystawie i opowiadał o fotografiach, o ich powstawaniu – w piątek, 13 marca, o godz. 16.00. Jeśli będziecie w pobliżu (Wrocław, Rynek 6), to oczywiście zapraszam, będzie mi miło.