poniedziałek, 5 października 2009

Erykowe sprawy

Udało się. Książka-monografia Eryka ukazała się na początku września, czyli na wernisażu w CK Zamek. Na zakończenie swojego wystąpienia pierwsze egzemplarze wręczyłem żonie Eryka, rodzicom i siostrze oraz Maciejowi Szymanowiczowi. Były łzy i wzruszenie... A wystawa piękna! Tak jak przy książce, Maciej stanął na wysokości zadania. To super gość. Pokazał dużo - na dwóch salach - w marmurowej (najlepsze rzeczy czarno-białe) oraz w pf-ie - kolory. I mimo tego, że było dużo, to nie zanudził. Świetna prezentacja - można było naprawdę zorientować się jakim fotografem był Eryk, czego dokonał i... jaki był pracowity, a jednocześnie poszukujący i różnorodny. Zobaczyłem też dyptyki, których wcześniej nie znałem, to odkrycie Macieja, bardzo interesujące.
Cieszę się, że nasza książka dobrze wpisała się w wystawę, że była jej dopełnieniem. Im dłużej od śmierci Eryka, tym mam większy szacunek dla jego dokonań i ciągle to we mnie rośnie i rośnie. Po wydaniu książki, a wcześniej po zrobieniu Mu we Wrześni wystawy w pierwszą rocznicę śmierci, boję się „odfajkowania tematu Zjeżdżałki”, zrobiłem co należało i tyle. I koniec. Zjeżdżałki już nie ma i nie będzie. Władek Nielipiński z Biblioteki Wojewódzkiej zaproponował, żeby główna nagroda międzynarodowego konkursu fotograficznego „Dziecko w obiektywie” nosiła imię Ireneusza Zjeżdżałki, co miało by go zawsze przypominać. To miłe z jego strony, Ania Zjeżdżałkowa zgodziła się. Ja jednak myślę co dalej, co jeszcze można zrobić „w temacie Eryk”. Wspólnie z Anią rozmawialiśmy o tym, żeby za jakiś czas zrobić wystawę „Portrety Zjeżdżałki”, bo w sumie to dość mało znany, a interesujący fragment jego działalności twórczej. Problem stanowi to, że nie ma zbyt wielu jego odbitek autorskich... Pewnie, że można dorobić, ale to już nie to samo.

Trochę z innej beczki - co z moją osobistą twórczością fotograficzną? Niewiele. „Topografia niepamięci” w Śmiełowie trwa dalej, do końca września obejrzało ją ponad dziesięć tysięcy ludzi! To wynik wręcz niesamowity. Są szanse na to, że na wiosnę przyszłego roku wystawa pojedzie do Miejskiej Galerii w Łodzi, ale dokładnego terminu jeszcze nie ma. Trochę się niepokoję, bo nie wróciły jeszcze z Jeleniej Góry fotki z „Ciszy”, ale prędzej czy później pewnie wrócą. Nie chciałbym ponownie robić kopii...
Podczas wrześniowego urlopu we Włoszech rozpocząłem próby z kolorem i to w panoramie. Moje zadowolenie jest „bardzo umiarkowane”, ale pierwsze śliwki robaczywki. Teraz, jak tylko spadną liście zabieram się ostro za dwory i pałace - chcę ich sfotografować na tyle dużo, żeby w przyszłym roku wydać album... Żeby był dobry, musi być z czego wybrać. Myślę, że około 100 dobrych fotografii wystarczy, żeby pokazać się z dobrej strony jako fotograf i żeby „zasygnalizować problem” popadania w ruinę dawnych siedzib ziemiańskich.
Powoli zaczynamy z Olą kompletować kolejny numer KF. Silnym pozytywnym przeżyciem było dla mnie dokładne obejrzenie holenderskiego magazynu o fotografii „Foam”. Jest piękne i dla mnie niezwykle inspirujące. Nie chodzi o kopiowanie ich pomysłów - zarówno redakcyjnych, jak i graficznych - ale o to, że można i że warto kombinować, że nie trzeba się bać, że trzeba mieć pomysły, że pismo o fotografii może być „wypasione” poligraficznie, grube, szyte nićmi, z różnymi gatunkami papieru. I może być drogie! Może lepiej robić grube super-pismo z super-fotografią, pokazywaną i drukowaną „jak się należy” i nie patrzeć na cenę? Może cena powinna być zmienna, uzależniona od objętości? może wszystko powinno tu być zwariowane? Ale najwyższej próby? Może pogoń za „rozsądnym stosunkiem ceny do możliwości nabywczych Czytelnika” jest złą strategią? Może ludzie chętnie wydadzą dwa razy więcej pieniędzy za super-produkt? Kurcze, sam nie wiem.
W piątek (9.10.2009) jadę do Łodzi na wernisaż Bogdana Konopki, Szara pamięć. W Galerii FF Bogdan pokaże kilkadziesiąt fotografii zapomnianych polskich cmentarzy żydowskich, jakie od kilkunastu lat uwiecznia. Cały cykl, jak zapewnia autor, liczy w tej chwili już ponad 300 zdjęć. Jadę obejrzeć te fotografie także z tego powodu, że chcę również zobaczyć laserowo wycinane ramki (bardzo drogie, jak mówił mi Bogdan), w które oprawione są wszystkie kopie. Odnotujmy też na tym blogu, że Bogdan Konopka w bieżącym roku dwukrotnie odwiedził Wrześnię (maj i wrzesień), ponieważ na zlecenie burmistrza realizował cykl o tym mieście. Być może będzie to początek fotograficznej „Kolekcji wrzesińskiej”. Dzięki temu mogliśmy sobie z Konopką trochę dłużej pogadać, zyskałem (mam taką nadzieję‚ i jako fotograf i jako redaktor pisma fotograficznego. Wszystko to powinno jakoś przełożyć się na moją fotografię i na moje pismo. Sami oceńcie, czy się przełoży.
Muszę też podzielić się z Czytelnikami tego bloga wieścią radosną dla mnie. Otóż, za tydzień przyjdzie do Wydawnictwa (na razie na dwa dni w tygodniu) pracować mój zięć - Tomek Wojciechowski, który projektował nie tylko „Ciszę’, ale też moje kalendarze i inne rzeczy, np. „Wypracowanie nadobowiązkowe z Bohumila Hrabala” Rafała Szamburskiego. Tomek na razie jeszcze szuka sobie miejsca w życiu, jeszcze do końca nie wie, co chce w życiu robić, ale na pewno będzie ogromnym wzmocnieniem dla Kropki.

1 komentarz:

  1. Publikację Pana Eryka nabyłem w Book-Offie w W-wie.. zresztą jest tam co przebierać :) Panu Konopce też nie przepuściłem ;) Pzdr.

    OdpowiedzUsuń