środa, 14 października 2009

Gdyby Eryk żył, to dzisiaj obchodziłby 37. urodziny. Nie wiem, czy z tej okazji, czy bez okazji odwiedziły mnie dzisiaj w redakcji trzy panie: Ania i Idalka Zjeżdżażka oraz Justyna Konieczna de domo Zjeżdżałka. Wręczyły mi przepyszne czekoladki oraz butelczynę Borowiczki, „bo pewnie Eryk chętnie wypiłby ją z Panem” - powiedziała Ania. Wszystkie te wspaniałości dostałem „za wszystko co Pan zrobił i robi dla Eryka”. A ja na to - Wypełniam tylko moją powinność. Bo rzeczywiście tak to traktuję. On na moim miejscu zrobiłby to samo.
Rodzina Eryka sprawiła mi ogromną przyjemność. Potem byłem na cmentarzu, tuż przed nocą, zupełnie sam, bo deszcz zacinał niemiłosiernie i wiało jak na morzu. Nie mogłem zapalić mu świeczki, bo wszyscy sprzedawcy kwiatów i zniczy pozamykali budy i pouciekali do domów. Ale znicze i tak Eryk miał, więcej niż zwykle, wiadomo - urodziny. Jego ojciec postanowił, że póki on będzie żył i będzie mógł przychodzić na cmentarz, na tym grobie nigdy nie zagaśnie ogień. Ryszard (tam ma na imię) jest tam codziennie, może częściej niż raz dziennie. I nadal płacze, kiedy się czasem spotkamy.
Imię Eryka będzie miała nagroda główna konkursu fotograficznego, jaki organizuje Biblioteka Wojewódzka w Poznaniu. To pomysł Władka Nielipińskiego, niestrudzonego animatora fotografii, pracującego w tej instytucji. Pojutrze, w piątek, 16 października na wernisażu tegorocznej edycji tego konkursu Ania otrzyma od dyrektorki Biblioteki stosowny Akt nadania imienia konkursowi, ja mam wygłosić coś w rodzaju „laudacji” na temat patrona.
Aura dzisiaj zupełnie zwariowała. Warszawę zasypał śnieg, tak jak Zakopane, a w Elblągu powódź - dzień, kiedy Eryk umierał też był inny niż zwykle, gwałtowne wichury, deszcz, powalone drzewa...
Pomyślałem sobie dzisiaj, że nie wiem jak bym żył, gdybym stracił najbliższych, chyba zszedłbym na złą drogę, bo przecież byłby to widomy i bolesny dowód na to, że dobra nie ma...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz