270 dużych stron w oprawie twardej z obwolutą, już to rodzi respekt...
Dla mnie to najlepsza polska książka fotograficzna ostatnich lat. A może powinienem napisać, że to najlepszy projekt dokumentalny w polskiej fotografii? Cholera wie, nie powinno się ferować takich wyroków, a może raczej powinno się, ale nie wypada, nie warto? Może lepiej być wyważonym, ostrożnym i jedynie odnotować? Blog to jednak blog, mój blog, więc mogę tu pisać co chcę. Więc powtórzę - „Stocznia Szlaga” to najlepszy polski projekt dokumentalny, jaki powstał. Tak uważam.
Dlaczego tak uważam?
Bo:
1. od początku Michał Szlaga wiedział, co chce dokumentować, choć miał wtedy 22 lata(!) - proces zmian tkanki materialnej Stoczni Gdańskiej
2. po co? od początku był to protest przeciwko bezmyślnemu i bezdusznemu wyburzaniu tego, co jest spadkiem od Przeszłości
3. Michał Szlaga nie jest zimny, wyrachowany, obojętny - on cierpi, boli go to, co widzi, dlatego rejestruje
4. to, co robi nie jest „projektem”, kolejnym zleceniem (z czego są pieniądze), ale czymś co wyrasta z potrzeby serca, on nie przyjechał z daleka, on jest „stąd”, on całym sobą czuje problem, „jemu zależy”
5. jest cierpliwy, nie spieszy się, potrafi czekać wiele lat
6. robi to, bo chce, a nie dlatego, że musi, na swój koszt
7. robi to mimo braku wsparcia władz miasta (bo one wiedzą, że Szlaga swoją pracą walczy o zmianę planów władz, że nie podobają mu się decyzje już podjęte)
8. Projekt Szlagi abstrahuje od polityki i od legendy Solidarności, której autor nie kwestionuje, choć zauważa, że ochroną konserwatorską w Stoczni Gdańskiej objęte są tylko miejsca i obiekty związane z tym ruchem społecznym.
9. Michał Szlaga jest świetnym fotografem.
Popłakiwałem sobie od czasu do czasu, kiedy oglądałem zdjęcia. Jak tu nie płakać, kiedy patrzy się na tak piękną architekturę, piękne miejsca, a za chwilę - na kupę kamieni? Myślę, że Michał też płakał. Nie raz.
Przykładowe strony „Stocznia Szlagi”
„Stocznia Szlaga” to nie jest zwykły zbiór zdjęć „na temat”, to najwyższa forma fotografii - to opowieść, w której „o coś chodzi”. To nie tylko rejestracja, to walka o coś. O zmianę rzeczywistości. Adresatem „Stoczni Szlaga” są decydenci, władze Gdańska i obecni właściciele terenu Stoczni. Jeśli oni nie „zobaczą” książki, to robota Szlagi pójdzie na marne.
Zapytam.
Aktualizacja:
przyszła odpowiedź od Antoniego Pawlaka, rzecznika prasowego Prezydenta Miasta Gdańska:
Szanowny Panie, oto odpowiedzi. Jako rasowy urzędnik powinienem był napisać "przedmiotowe odpowiedzi".
- Czy Michał Szlaga przy realizacji swojego projektu „Stocznia Szlaga” korzystał z jakiejkolwiek pomocy Miasta Gdańsk?
- Kolonia Artystów, czyli miejsce do mieszkania i pracy gdańskich artystów na terenie Stoczni Gdańskiej, było i jest finansowane przez miasto? Jaki był cel sponsorowania artystów przez miasto, czego miasto oczekiwało od artystów? Czy artyści spełnili oczekiwania Miasta?
- Michał Szlaga w swoim projekcie „Stocznia Szlaga” w pewnym sensie krytykuje miasto, że nie dba ono o dziedzictwo kulturowe tego miejsca i pozwala na wyburzenia historycznych budynków i np. dźwigów portowych - co Państwo na to? Czy nie szkoda tak pięknych budynków?
Czy droga (estakada) nie mogła iść inaczej?
Aktualizacja:
przyszła odpowiedź od Antoniego Pawlaka, rzecznika prasowego Prezydenta Miasta Gdańska:
Szanowny Panie, oto odpowiedzi. Jako rasowy urzędnik powinienem był napisać "przedmiotowe odpowiedzi".
- Czy Michał Szlaga przy realizacji swojego projektu „Stocznia Szlaga” korzystał z jakiejkolwiek pomocy Miasta Gdańsk?
Przy tym nie, Korzystał przy innych swoich projektach.
- Kolonia Artystów, czyli miejsce do mieszkania i pracy gdańskich artystów na terenie Stoczni Gdańskiej, było i jest finansowane przez miasto? Jaki był cel sponsorowania artystów przez miasto, czego miasto oczekiwało od artystów? Czy artyści spełnili oczekiwania Miasta?
Tereny postoczniowe nie są własnością Miasta. Zostały sprywatyzowane. Kolonia Artystów nie była finansowana przez Miasto - funkcjonowała na zasadzie porozumienia pomiędzy pojedynczymi artystami a jednym z podmiotów prywatnych - właścicielem gruntu i obiektu, w którym funkcjonowała KA.
- Michał Szlaga w swoim projekcie „Stocznia Szlaga” w pewnym sensie krytykuje miasto, że nie dba ono o dziedzictwo kulturowe tego miejsca i pozwala na wyburzenia historycznych budynków i np. dźwigów portowych - co Państwo na to? Czy nie szkoda tak pięknych budynków?
Zdecydowanie szkoda! Jednak Miasto nie jest właścicielem tych terenów. To Państwo Polskie zdecydowało o prywatyzacji, a nie komunalizacji terenów. Miasto robi w tej kwestii tyle, ile może. Na przykład zinwentaryzowało dźwigi stoczniowe, których jest 107. I zabiega o to, by ocalić te, które mają wpływ na panoramę miasta. Ale nie łudźmy się – nie jest możliwe ocalenie wszystkich. Bo nie jest to łatwe zadanie, bowiem ocalić dźwig to go kupić, wykupić lub wydzierżawić od właściciela grunt na którym dźwig stoi, ubezpieczyć, konserwować itd. To idzie w bardzo grube miliony złotych. Takich pieniędzy nie ma w budżecie żadne polskie miasto.
To obywatelskie „poruszenie”, które teraz obserwujemy, trzeba z goryczą stwierdzić, jest niesłychanie ważne i cenne, ale niestety mocno spóźnione. Na dodatek Miasto zostało niejako postawione w sytuacji odpowiedzialności nie za swoje decyzje. Trzeba jasno powiedzieć, że „Stocznia” wymaga decyzji i działania rządu.
Czy droga (estakada) nie mogła iść inaczej?
Debata przy wyłożeniu planu zagospodarowania terenów postoczniowych odbyła się wiele lat temu. I nikt wówczas nie zgłaszał zastrzeżeń. Ani środowiska architektów i urbanistów, ani wojewódzki konserwator zabytków, ani mieszkańcy Gdańska. Obecna dyskusja na ten temat odbywa się zdecydowanie za późno, bo praktycznie dopiero wtedy, gdy ruszyła budowa. A czy mogłaby iść inaczej? Każda droga prawdopodobnie mogłaby iść inaczej. Ale w tym wypadku zaryzykowałbym śmiałą tezę, że miejscy planiści, którzy przebieg drogi konsultowali z urbanistami z Politechniki Gdańskiej, znają się na swojej robocie.
Zgadzam się że to wyjątkowe wydawnictwo. I jestem pewien, że za wiele lat będzie jeszcze cenniejsze. Zarówno naukowo, jak i fotograficznie. Dodałbym PS do Twojej listy - dystrybucja. Właściwie tylko księgarnie uczelniane (co by studenci mieli taniej), dystrybucja w necie i jedyna księgarnia stacjonarna bookoff. Facet nie zabiega o pokłony dookoła, ale zależy mu jedynie na idei. Szacunek dla niego i podziw to mało.
OdpowiedzUsuńZajefajnie, tylko powiedzcie mi co z tą siną dominantą? Uważacie, że jest OKI?
OdpowiedzUsuńTeż się nad tym zastanawiam. Być może autorowi o to chodziło, być może tak stocznia wygląda, bo sam będąc tam zauważyłem, że kolor jest tam specyficzny, być może to wpływ bardzo dużej wilgotności, a może to po prostu... drukarnia?
OdpowiedzUsuńJa tam Ponie nie wim... Ale moi studenci dostrzegają na wielu zdjęciach np. brak kontrastu w cieniach... I ja się z nimi zgodzę ;)
OdpowiedzUsuńKolorystyka tego materialu go zniszczyla. Klasyczna nalecialosc fotografow. Chwilowe zachlysniecie efektem imstagrama. Za lat 20 kazdy powie ze kolory w tym wydawnictwie sa olbrzymia wada ktora czymi material zdecydowanie mniej wiarygodny!!!
OdpowiedzUsuńNie czepiajmy się dominanty kolorystycznej i kształtu rastra. Najważniejsze jest to, że ten materiał powstał!
OdpowiedzUsuńNad tym nie ma co się rozwodzić... szacun! :)
OdpowiedzUsuńPonieważ są (zapewne zarchiwizowane) rawy oraz negatywy, więc będzie to można jeszcze wyedytować JPBP...
OdpowiedzUsuńSzkoda, że nie za pierwszym razem ;)
Nie znamy opinii autora
Usuń;) Nie znamy. Ta saturacja jest oczywiście celowa i jak się popatrzy na zdjęcia Szlagi w pisemku Malemen, to one też są lekko sine. OK. Tyle, że to się w przypadku stoczni nie sprawdza... Materiał sam w sobie jest fajny, postprodukcja chybiona.
UsuńNo ale to nie jest tak, że ten zafarb wynika z użytego materiału fotograficznego, czy też procesu wywoływania?
OdpowiedzUsuńZapomniałem kliknąć "powiadamiaj mnie" :O)
OdpowiedzUsuńNie znamy „oryginałów”, więc trudno odpowiedzieć na pytanie - czy dominanta jest wynikiem błędu drukarzy, czy użytych materiałów fotograficznych
OdpowiedzUsuńNo ale zakładając, że druk jest ok i oryginały są właśnie takie niebieskawe. Wydaje mi się, że wiele tego typu odbitek widziałem na stronach różnych fotografów. Patrząc na te zdjęcia "nie w druku" tylko na jego blogu (o ile są to te same): http://szlaga.blogspot.com/search/label/stocznia, to one też mają taki lekko niebieskawy zafarb. Przy okazji kontrast na nich wydaje mi się ok.
UsuńTa dyskusja na temat obecności "sinej dominanty" w dziele Michała Szlagi wydaje mi się być twórczym rozwinięciem polskiego fotograficznego mitu "czarnej ramki". W małym uproszczeniu, wygląda to następująco. Obóz bezramkowców głosi, że obecność ramki unieważnia fotografię; "zaramkowanego" zdjęcia nie warto oglądać, tym bardziej analizować, interpretować i oceniać. "Ramiarze" nie zachowują się symetrycznie, w poczuciu wykluczenia, zamykają się w fotograficznym getcie. "Ramkowanie" fotografów doskonale knebluje dyskusję/spór/dialog pomiędzy fotograficznymi "obozami", sprowadza róznice w widzeniu, m. in. dokumentu, do absurdu. Ma też, jak się wydaje, zdecydowanie ułatwić rynkową promocję własnej metody. Tekst Gospodarza bloga na temat książki Szlagi jest "wyjątkowym wyjątkiem". A wydawałoby się, że Śliwczyński czyta Stocznię w sposób naturalny i oczywisty. Co, jak, kiedy, po co, dlaczego... Na koniec własne wątpliwości. Większość wpisów dotyczy jednak "czarnej ra...", "sinej dominanty". Mitologizacja głupstwa, mitologizacja wtórnych cech fotograficznych, spłycania niemal każdego, "nie swojego", tematu do formalnych, trzeciorzędnych właściwości ma się w Polsce znakomicie. Nie gorzej niż w dwudziestoleciu. Ps.: Nie bronię szlagowej dominanty, ale sprowadzenie rozpoczętej przez Śliwczyńskiego dyskusji do pogwarek na temat wyższości nie-sinego nad sinym... Waldemar Śliwczyński jakoś nie kojarzy mi się z inżynierem Młodziakiem.
OdpowiedzUsuńMnie też nieco zaskoczyło sprowadzenie dyskusji o - moim zdaniem -historycznym fotograficznym wydarzeniu, do spraw zupełnie nieistotnych. A co do „czarnej ramki”, to osobiście ją lubię, choć sam już jej nie stosuję. Nie akceptuję jej jednak w zdjęciach cyfrowych, gdzie jest czymś dodanym przez program komputerowy. Tam gdzie jest naturalnym składnikiem obrazu, czyli pochodzi z negatywu, dla mnie jest ok, zwłaszcza w stykach. W powiększeniach już mnie czasem razi. Ramka nie uczyni z kiepskiego zdjęcia dzieła wybitnego, tak jak jej brak nie musi być przejawem „nowoczesnego” myślenia. Jest fotografia, której nie wyobrażam sobie bez czarnej ramki - Konopki, Lecha, Andrzejewskiej. U Zawadzkiego sobie wyobrażam, chociaż i u niego ona występowała i występuje dość często.
UsuńAnonimowy ma rację - trzeba rozmawiać, nie można skazywać się na getto. Rozmawiać w każdym sensie, czyli zarówno werbalnie, jak i - jeszcze lepiej - artystycznie, czyli konkretnymi realizacjami.
Warto rozmawiać ;))
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Panem, że "Stocznia Szlaga" to "coś wybitnego". Dlatego smuci "mruganie oczkiem" (emotikony) niektórych rozmówców. Już sam tytuł książki jest znaczący. Szlaga to fotograf. Nie mentor, nie wyrocznia, kaznodzieja, wszechwiedzący narrator. Nie próbuje patrzeć na stocznię "naszymi oczyma" i w naszym imieniu. A jednak, przewiduję, że jego cierpliwa, długotrwała rejestracja stanie się w niedalekiej przyszłości najważniejszym dokumentalnym obrazem Stoczni Gdańskiej. A może się mylę... Przecież rozmowy są w toku.
OdpowiedzUsuńZazdroszczę Michałowi, że mieszka w tak fascynującym miejscu, u mnie we Wrześni prawie nic się nie dzieje... Chociaż, nie! Też się dzieje. W Orzechowie w powiecie wrzesińskim działa ostatnia państwowa fabryka w Wielkopolsce - Orzechowskie Zakłady Przemysłu Sklejek. Już za parę dni rozpoczynamy z Mariuszem Foreckim fotografowanie tej fabryki, ponieważ zapadła już decyzja o „komercjalizacji” OZPS, czyli prywatyzacji.
OdpowiedzUsuńCzyli być może Kodak Portra 160 pójdzie w tany? ;)
UsuńJeśli dobrze pamiętam, Michał Szlaga świadomie wybrał miejsce zamieszkania. To dużo mówi o jego "metodzie" W książce doskonale widać siłę "efektu zasiedzenia".
OdpowiedzUsuńDawno mnie tu nie bylo. Ale z ogromnym zadowoleniem czytam i widze ze powstaja dobre ksiazki o moim rodzinnym Gdansku. "Stocznia Gdanska" oprocz ogromnej symboliki jaka wciaz posiada jest tez miejscem, ktore od wielu lat ulega stopniowej dezintegracji i dewastacji. Pamietam, ze juz 10 lat temu byly tam przetrzenie wygladajace bardziej jak wspolczesne stanowiska archeologiczne. Chwala M.Szladze ze konsekwentnie to dokumentowal.Jak bede w Polsce to kupie te ksiazke z wieka przyjemnoscia, bo sam fotografowalem niegdys SG.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam z Omanu
JW
Jurku Wierzbicki, wybacz, że rozszyfrowuję Twoje „W”, ale nie masz powodu ukrywać się na moim blogu. W Gdańsku powstały Twoje świetne fotografie („Suburbie”), dzięki którym poznaliśmy się. Myślę, że i dzisiaj powinieneś coś stworzyć w swoim mieście rodzinnym. Oman to pewnie cudowne miejsce (no widzisz, nie wybrałem się do Ciebie, choć mnie zapraszałeś, a ja miałem wielką ochotę polecieć - ale już niedługo będę miał więcej czasu i wtedy odwiedzę Cię na pewno!), ale jednak „cudze”. Zaczarowane Trójmiasto jest Twoje. Moje już trochę też... Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie.
UsuńHej. No nie sadzilem, ze nie bedziesz wiedzial ze ten post napisalem ja :)
OdpowiedzUsuńCo do wizyty w Omanie to zaproszenie wciaz aktualne. Ale sie spiesz, bo powoli nachodzi mnie silny 'homesick' i naprawde mam ochote wrocic do realnego swiata.
Gdanska juz raczej fotografowac wiecej nie bede. Moj Gdansk ktorego zapamientalem z dziecinstwa szybko odchodzil w zapomnienie juz w czasach jak pracowalem nad "Gdansk Suburbia". Podczas mojej ostatniej nieco sentymentalnej wizyty w starych cumowniach i po portowych miejscach latem tego roku zauwazylem, ze zrobienie tych samych fotografii jest zasadniczo juz niemozliwe. Nie tyle z samego faktu znikania "starych" miejsc, ale takze z czegos co sie pojawilo w naszej nowej kapitalistycznej rzczywistosci. Mase terenow na wschodnich rubiezach Gdanska zostalo sprzedanych i nowi wlasciciele podzielil teren w sposob tak drobiazgowy, ze poprostu nie ma dostepu do miejsc gdzie zwyczajowo stawialem aparat na statywie. Moj czas na fotografowanie Gdanska dobiegl konca 10 lat temu. Ale cieszy mnie ze widze publikacje takie jak M.Szlagi, bo oznacza to tylko, ze wciaz jest potencjal w tym miescie. teraz mozolnie fotografuje od lat upadle arabskie maisteczka pochowane przed swiatem na pustyniach i w gorach. Moze cos kiedys ci z tego pokaze :)
pozdrawiam
JW
Myślę, że nie tylko ja jestem ciekaw Twoich upadłych arabskich miasteczek pochowanych przed światem na pustyniach i w górach. Przyślij choć parę, to opublikujemy je tutaj, na tym blogu - jeśli tego chcesz, albo też tutaj damy linka do nich.
UsuńWaldek wielkie dzieki za propozycje. Ale najpierw skoncze projekt. Juz jestem daleko za polowa. Jak przyjdzie czas bedziesz jednym z pierwszych do jakich wysle te fotografie.
OdpowiedzUsuńpozdrawim JW
Super! No cóż - trzymam Cię za słowo! A do kiedy mogę do Ciebie przyjechać?
OdpowiedzUsuńDetale wyslalem ci mejlem :)
OdpowiedzUsuńhttp://bham.com.pl
OdpowiedzUsuń