poniedziałek, 24 lutego 2014

Ukraina walczy - fotografie Aleksandra Czekmieniewa



Saszę Czekmieniewa, fotoreportera z Kijowa, poznałem w 2000 w Vevey, gdzie odbierał on wyróżnienie na Europejskim Konkursie Fotografii (Grand Prix zdobył wtedy Bogdan Konopka). Uznanie międzynarodowego jury zdobył jego cykl „Zdjęcia do paszportu”. W tym czasie Czekmieniew pracował w opiece społecznej, która była zobowiązana zapewnić najbiedniejszym obywatelom Ukrainy tytułowe zdjęcia do dowodów osobistych nowopowstałego niepodległego państwa - Ukrainy. Sasza miał dwa aparaty - jednym (z obiektywem portretowym) fotografował „urzędowo”, a drugim (szerokokątnym) sytuację, okoliczności. Dzięki temu zabiegowi powstał fotoreportaż o przeraźliwej biedzie, w jakiej żyją niektórzy Ukraińcy, najczęściej starzy, schorowani, choć z medalami za wojnę ojczyźnianą. Na zdjęciach widzimy też pracowników opieki społecznej, którzy rozciągają prowizoryczny „ekran” z prześcieradeł, czasem zatykających sobie nos...
Bodajże w 2001 lub 2002 gościłem Aleksandra we Wrześni, gdzie zorganizowałem mu małą wystawę na Ogólnopolskim Festiwalu Sztuki Filmowej „Prowincjonalia”. Rok później przyjechał ponownie ze swoją przepiękną żoną Nataszą. Tym razem miał poważną wystawę - u Janusza Nowackiego w Galerii pf. Mieliśmy jechać do Kijowa, Sasza nawet, jak pisał zmienił „kwartirę” na znacznie większą, ale... powodzie na Ukrainie udaremniły te plany... Ostatnio widzieliśmy się 2-3 lata temu, w Poznaniu na Festiwalu Fotodokumentu, na który został zaproszony przez Monikę Piotrowską. Natasza wydała mi się jeszcze piękniejsza... Potem już tylko korespondowaliśmy mejlowo, stosunkowo rzadko...
Ostatnie wydarzenia na Majdanie spowodowały, że odezwałem się w zeszłym tygodniu.

Owocem naszej korespondencji jest krótki tekścik, jaki napisałem do „Wiadomości Wrzesińskich” oraz na portal gazetylokalne.pl.


Ukraina walczy

Wtorek, 18  lutego, późne popołudnie. Janukowycz rozpoczyna „operację antyterrorystyczną”. Na  oczach całego świata, z  obu stron barykady, giną ludzie.
Miliony Polaków wpatrzone w  ekrany telewizorów nie mogą uwierzyć, że to  dzieje się naprawdę. Płoną barykady, budynki, mnóstwo dymu, huku, latających koktajli Mołotowa. A  nad wszystkim płynąca z  tysięcy gardeł pieśń – hymn Ukrainy. Ciarki przechodzą po  plecach.
Środa, po południu. Piszę mejla do Aleksandra Czekmieniewa, przyjaciela z  Kijowa, fotoreportera, który parę lat temu był we  Wrześni, miał wystawę na  Prowincjonaliach:
Sasza, co  u Ciebie? Jesteś na  Majdanie? Nic nie stało się Tobie, Nataszy i  Waszej córeczce? To, co  widzimy w  telewizji, jest straszne, boimy się o  Was wszystkich. Jesteśmy z  Wami!
Po  paru minutach krótka odpowiedź:
Wojna!
I  cisza, przerażająca cisza. Ale po  chwili:
Spasibo, Waldek! Dziękuję, że przeżywacie. Strzelają do  ludzi, dużo zabitych i  rannych. Wczoraj byłem tam z  córką Nastią (w  domyśle: zanim zaczęła się pacyfikacja). Ona ma  8  lat.
Sasza do  listu dołączył zdjęcia.
Czwartek, przedpołudnie, południe, popołudnie, wieczór. Piszę do  Saszy mejla za  mejlem, z  jednym pytaniem:
Co  z  Tobą, wszystko w  porządku?
Odpowiedź nie nadchodzi. Może internetu już nie ma, może prąd odcięli? Oby tylko to.

Waldemar Śliwczyński
Fot. Aleksander Czekmieniew

Oto fotografie:












































12 komentarzy:

  1. Taaa... zgadzam się. Sasza wie co robi...

    OdpowiedzUsuń
  2. I jak, odezwał się w końcu? Wszystko ok?

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak, nazajutrz przysłał zdjęcia zabitych, ale ich tu nie publikuję, bo uznałem, że powyższy zestaw jest cyklem skończonym. Na gazetylokalne.pl lub na wrzesnia.info.pl - są też zdjęcia z zabitymi, więc ewentualnie proszę tam zerknąć...

    OdpowiedzUsuń
  4. W 2011 roku miałem przyjemność, tak właśnie, przyjemność odwiedzić Kijów. Miasto zrobiło wtedy na mnie duże wrażenie, śmiało mogę powiedzieć, że spodobało mi się. Pierwszego wieczoru wybraliśmy się do centrum w celu spożycia piwa. Na Majdanie odbywała się wtedy jakaś impreza, był to chyba koncert młodych talentów. Dużo uśmiechniętych, bawiących się ludzi… Tym bardziej nie mogłem przyjąć do wiadomości tego co działo się na Majdanie przez ostatnie miesiące.

    Gdy sprawy w Kijowie przybrały już naprawdę zły obrót, przeglądałem moje fotografie zrobione jego mieszkańcom wiosną 2011 roku. Wszystkie wykonane w bliskiej okolicy Majdanu. Czy są tam teraz? Co z Nimi? Zastanawiałem się.

    - - -

    Fotografie Czekmieniewa. Typologia ukraińskich rebeliantów. Autor poprzez zastosowanie amerykańskiego kadru całą naszą uwagę skupia na sylwetkach pojedynczych osób walczących na Majdanie. Każdy z tych 43 mężczyzn jest tutaj jednostkowym bohaterem, a zarazem częścią zbiorowości, którą łączą prowizoryczne stroje bojowe i bogactwo nietypowej broni w jaką są uzbrojeni. Oglądając kadr po kadrze, postać po postaci, miałem nieodparte wrażenie, że gdzieś już to wszystko widziałem. Gdy zatrzymałem się przy ostatniej fotografii – młodego chłopaka w goglach, ochraniaczach i z długim kijem, wszystko było już jasne… Film „Mad Max”, zapewne również kilka innych filmów, gier komputerowych – fikcyjnych, czarnych wizji przyszłości. Tymczasem fotografie te powstały zaledwie 500 km od polskiej granicy, kilka dni temu. Aleksander Czekmieniew po raz kolejny daje nam przykład, że rzeczywistość (a więc i fotografia dokumentalna) to więcej niż fikcja. Rzeczywistość bywa straszniejsza od najwymyślniejszej fikcji. Te fotografie mówią: musimy być czujni. Ciągle obserwować, w którym kierunku zmierza świat, nasz kraj, nasze najbliższe otoczenie i reagować, zanim zaczniemy żyć w świecie rodem z Mad Maxa. Niestety, jako ludzkość wciąż jesteśmy na to chyba zbyt głupi. Minie trochę czasu i wszyscy zapomną o początku 2014 roku w Kijowie. Pozostaną fotografie Czekmieniewa. Pozostanie chłopak, który się uśmiecha na ostatniej fotografii, ubrany w nieco komiczną, kreskówkową zbroję. Czy On nadal żyje…

    OdpowiedzUsuń
  5. Materiał mocny, przemyślany inny niż wile publikowanych ostatnio. Zgodzie się również tutaj z Karolem, że obrazy uruchamiają w nas znane obrazy z fikcyjnych filmów i nie tylko, można by było dorzucić jeszcze kilka tytułów. Jednak posmak strachu, którym obdarza nas przemysł rozrywkowy jest niczym w obliczu prawdziwych wydarzeń na dodatek tak blisko nas. Oby te fotografie były pamięciom, dowodem na przyszłość, przestrogom, że nie tylko w krajach trzeciego świata dzieją się takie rzeczy. Oby to wszystko nie poszło na marne.

    OdpowiedzUsuń
  6. Sasza jest po prostu dobrym fotografem i... humanistą.

    OdpowiedzUsuń
  7. Wspanialy dokument Niesamowite, jak dla mnie jest jak bardzo Ci ludzie wygladaja jak sredniowieczni wojownicy. To jest swietny dowod na to jak niewiele sie na swiecie zmienilo jesli chodzi o zwyklych ludzi walczacych o ich podstawowe prawa.

    OdpowiedzUsuń