„Déjà vu” Zbyszka Tomaszczuka to piąta realizacja w ramach Kolekcji Wrzesińskiej. Bardzo kolorowa i wizualna. Ładna. Zdjęcia przyjemnie się ogląda, fotografie, które u odbiorcy wyzwalają pozytywną energię. Autor akceptuje, a nawet adoruje miejsce, które fotografuje, czuje się, że fotograf chce „wydobyć piękno”, dostrzega je w miasteczku, w którym się urodził i do którego siłą rzeczy odczuwa sentyment. Widać to, gdy ogląda się książkę; mniej wtedy, gdy zwiedza się wystawę na wrzesińskim Rynku.
Całość dzieła istnieje tylko w książce, do której - niestety - dostęp mają nieliczni, ponieważ cały nakład jest we władaniu burmistrza miasta. Proponuję pisać do niego - tomasz.kaluzny@wrzesnia.pl - z prośbą o przesłanie egzemplarza. Nie konsultowałem z nim tego, ale sądzę, że prześle - za darmo, ewentualnie zadeklarujcie, że pokryjecie koszty przesyłki. Możecie też poprosić o poprzednie książki z Kolekcji. Napiszcie do mnie, poinformujcie czy coś się udało uzyskać, jestem ciekaw jak zareaguje. Kolekcja Wrzesińska jest możliwa dzięki życzliwości władz Wrześni, a właściwie burmistrza Tomasza Kałużnego, ale na wszystkie sprawy Kolekcji nie mam wpływu, np. na to do kogo trafiają książki wydawane co roku. Gmina nie może prowadzić działalności gospodarczej, czyli np. sprzedawać książek, ale może je rozdawać. I tak się dzieje. Burmistrz daje je swoim gościom według swojego uznania, czyli ludziom ze świata polityki, biznesu i innym. Jako kurator Kolekcji nie mam wpływu na to, kto dostaje książki... Oczywiście wolałbym, aby trafiały do ludzi, którzy kochają fotografię. Zakładam, że tak się dzieje.
Poniżej kilka fotografii z wernisażu Zbyszka Tomaszczuka.
Chmurzyło się i chmurzyło aż w końcu, kiedy zaczęliśmy gadać, lunęło...
Pamiątkowe zdjęcia wykonują członkowie Grupy Fotodialog Września, czyli - od lewej: Piotr Nowak, Michał Skweres, Karol Gustaw Szymkowiak - oraz... Zbigniew Tomaszczuk
Wystawa i książka wieńczą dzieło - Zbigniew Tomaszczuk i ja, naprawdę jestem dumny z „Déjà vu”!
Mam nadzieję, że Zbyszek nie żegna się z Wrześnią, że nadal będzie ją fotografował
Zawsze na końcu projektu, na wernisażu, autor pyta mnie czy jestem zadowolony z jego zestawu. I zawsze nie chcę być tylko kurtuazyjny, zawsze chcę mówić prawdę, czyli to, co myślę, to, co czuję. Andrzej Jerzy Lech powiedział mi kiedyś, a bardzo mi się to spodobało, że „jesteśmy za starzy, żeby kłamać”. Dlatego nie skłamię jeśli powiem, że Kolekcja Wrzesińska nr 5 bardzo mi się podoba!
Relacja wideo z wernisażu - http://wrzesnia.info.pl/tematyczne/kultura/item/5105
Dodam tylko, że następnym artystą, a właściwie - następną artystką - Kolekcji jest Katarzyna Majak.
Jak zwykle, twórca ma całkowitą swobodę artystyczną, rola kuratora, czyli moja, polega tylko (a może aż) na wyborze artysty zaproszonego do Kolekcji, a jego zadaniem jest stworzenie - i jej realizacji - we Wrześni autorskiej wizji. To mają być zdjęcia „stworzone we Wrześni” (lub w okolicy, w gminie Września), ale na nich nie musi być miasto, czy okolica. To mają być zdjęcia powstałe „pod wpływem Wrześni”. To ma być zapis pomysłów na fotografię powstałe podczas pobytu we Wrześni, sam obraz fotograficzny może być złożony z elementów sfotografowanych we Wrześni, ale wcale nie musi być tak, że te elementy muszą być rozpoznawalne jako sfotografowane we Wrześni.
Myślę, że takie realizacje mogą być bardzo interesujące, bo uwolnią fotografów od obowiązku tworzenia „portretu” miasta, czyli od paradygmatu dokumentalnego... Być może do tej pory nie powiedziałem tego jasno i wyraźnie autorom...
Dwie osoby napisały już do burmistrza Wrześni z prośbą o książki i wiem, że dostaną je. Czekam na dalsze informacje, że ktoś poprosił i dostał, albo, że poprosił, ale nie dostał...
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Pan Waldemar nie odbierze mojej wypowiedzi jako ataku na jego sympatyczną osobę, ale jestem przekonany, że album Tomaszczuka (rozdawany nawet za darmo) nie stanie się obiektem pożądania miłośników ambitnej fotografii. Co gorsza, Pański wybór na następny rok też nie wróży nic dobrego. Kilka dni nosiłem się z zamiarem, czy do Pana napisać? I w końcu pomyślałem, że jednak lepiej, aby miał Pan pełną świadomość tego momentu, w którym rozmija się Pan z oczekiwaniami fanów dobrej fotografii (zaś Pańskie przedsięwzięcie wchodzi w fazę, w której obecność fachowej publiki jest już zupełnie zbędna) niż brnął dalej w nieporozumienia, nie uświadomiwszy sobie popełnionych błędów. A takim kolosalnym błędem okazało się zaproszenie zupełnego amatora Zbigniewa Tomaszczuka. Oczywiście jego wizytę we Wrześni rozpatruję jako „nieporozumienie” jedynie z punktu widzenia publiczności oddanej fotografii i oczekującej w związku z tą wizytą wykwintnej estetyczno-duchowej uczty. Tak więc, na tej wizycie, ta publiczność nie zyskała nic. Nic prócz pewności, że po tej wystawie, wszystkie estetyczne sądy teoretyka fotografii Tomaszczuka można z góry między bajki włożyć.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie i proszę nie winić posłańca za złe wieści. Gdybym Panu i jego projektowi źle życzył, milczałbym teraz jak zaklęty, albo lepiej - wychwalałbym jego błędy.
No cóż, oczywiście dziękuję za wyrażoną opinię, chociaż się z nią nie zgadzam. Nie będę też z nią polemizował, chyba, że rozwinie i uzasadni Pan swoje poglądy. Samo powiedzenie - nie podoba mi się, to za mało. Co to jest „fachowa publika”, kto w niej jest? Na czym polega jej „fachowość”? „Publiczność oddana fotografii” - sądzi Pan, że tych ludzi, którym realizacja Tomaszczuka przypadła do gustu, nie można nazwać „oddanymi fotografii”?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Co do „publiczności oddanej fotografii”, to nie chcę nikomu odbierać prawa do przyjemności bycia zaangażowanym. Fajnie jednak, gdy to zaangażowanie przyczynia się do rozwoju polskiej fotografii, promowania pozytywnych wzorców, a nie złych. Gdyż w ogólnym rozrachunku promowanie złych wzorców kończy się rozmyciem wszelkich wartości, wyparciem zdolnych jednostek przez uzurpatorów i w efekcie kryzysem dziedziny.
OdpowiedzUsuńCo to jest „fachowa publika”? To publika, która ceni twórczość tych, którzy posiadali wiedzę z zakresu kreowania unikatowych obrazów i z łatwością odróżnia robotę przypadku od misternie zaplanowanego i bezbłędnie wykonanego działa. Kto zalicza się do tej fachowej publiki? Wszyscy ci, których gust ukształtowany został przez lata obserwacji, analizy i wykształcił zdolność rozpoznawania obrazów trudnych do pozyskania, jak i tych wykonanych bez odpowiedniej wiedzy oraz świeżości i atrakcyjności pomysłu.
Co razi w kontakcie z fotografiami Tomaszczuka? To brak podstaw, czyli umiejętności zbudowania poprawnej kompozycji obrazu, bark wyczucia harmonii elementów obrazu wzajemnie wizualnie na siebie oddziaływujących.
Na swoje nieszczęście Tomaszczuk na ogół preferował oświetlenie w mocnym słońcu, dające ostre linie, cienie, plamy świetlne, czyli bardzo wyraziste, mocne akcenty graficzne (to samo dziej się nocą). Zapanowanie nad takim oświetleniem kadru to wielki problem z wyrównywaniem balansu jasności i cieni w obrazie, a do tego wszystkiego dochodzi jeszcze kolor, nad którym też trzeba zapanować. Pomijam takie techniczne niedociągnięcia na niektórych fotografiach jak wyblakłe kolory (brak ich intensywności) z powodu nieodpowiedniego naświetlenia. Najbardziej rażące jest to, że Tomaszczuk nie potrafi budować kompozycji barwnych – tak pod względem harmonijnego rozmieszczenie kolorów na całej płaszczyźnie obrazu, jak takiego ich doboru, by dobrze współgrały wzajemnie.
Myślę, że Tomaszczuk wcześniej wiele nie pracował z kolorem. Zakładam wiec, że jego błędy wynikają z bezrefleksyjnego przełożenia myślenia o kompozycji czarno-białego obrazu na obraz kolorowy. Np. w przypadku cz-b fotografii łatwiej wpasować zacienione fragmenty widoku w całość przedstawienia, wystarczy tylko zadbać o odpowiednią relację pomiędzy jasnymi partiami obrazu i ciemnymi. Z kolorem już nie jest tak łatwo. Tu cień to nie czarna plama, która pasuje intensywnością do czerni występujące w reszcie obrazu. To szara plama, która mam swoje przytłumione, pastelowe, wyblakłe zabarwienia kolorów i szalenie trudno znaleźć jej kolorystyczną i tonalną przeciwwagę dla jaskrawych kolorów w pełnym słońcu z reszty zdjęcia. Taka masywna szara powierzchnia na kolorowym, o żywych barwach obrazie wygląda jak tłumiąca kolory plama cieczy rozlana na powierzchni obrazu i burząca jego iluzję trójwymiarowości. Taki nienaturalny dla oka efekt, sprawiający wrażenie, że albo coś jest na powierzchni właściwego obrazu wylane, albo obraz jest jakąś nieudolną sklejanką z wielu obrazów o różnej palecie barw, tonów. Dzieje się tak ponieważ ludzkie oko w swym naturalnym postrzeganiu nie widzi jednocześnie detali w cieniu i żywych barw w słońcu. Stąd zgrzyt w odbiorze takiego widoku.
Panie Waldemarze, to że Tomaszczuk jest słabym fotografem wiadomo nie od dzisiaj. Wystarczy rzucić okiem w Internet i wszystko jasne. Te same błędy, te same sztuczki, uniki by oszukać niewprawne w plastycznych bojach oko. Zastanawiam się ki diabeł podkusił Pana, by zaprosić do tak trudnego, praktycznego testu (jakim jest Pański projekt) twórcę, który uchodzi za konceptualistę? Przecież z logicznego punktu widzenia, to się musiało tak skończyć. Dostał Pan marne dzieło i piękne zapewnienia – koncept.
Zacznijmy może od tego, że Tomaszczuk był dwukrotnym stypendystą Ministra Kultury (biorąc pod uwagę interdyscyplinarny skład komisji przeforsowanie projektów fotograficznych jest dużym sukcesem). Drugi z nich opierał się na fotografii barwnej (a więc styk z kolorem nie od dziś).
OdpowiedzUsuńBył zapraszany do istotnych wystaw zbiorowych w tym Fotografia polska lat 80. i Fotografia polska lat 90. Jego zdjęcia są w kolekcjach tak prestiżowych miejsc jak: Muzeum Narodowe we Wrocławiu, Muzeum Sztuki w Łodzi, Centrum Sztuki Współczesnej w Warszawie, Muzeum Fotografii w Krakowie a także w jednym z największych zbiorów fotografii Muzeum l'Elisee w Szwajcarii. Autor jest opisywany w książkach m.in Krzysztofa Jureckiego, Marianny Michałowskiej, Lecha Lechowicza, Adama Mazura. Wystawiany w istotnych galeriach jak: BWA we Wrocławiu, Galerii FF w Łodzi i Małej Galerii ZPAF/CSW w Warszawie, Centrum Sztuki Współczesnej, a także zagranicą.. Obronił doktorat z fotografii, a warto wiedzieć, że warunkiem jest - oprócz dokonań wystawowych - aby projekt doktorski stanowił istotny wkład artystyczny w fotografię polską. Obronił habilitację, a warunkiem jest, aby projekt habilitacyjny stanowił istotny wkład artystyczny w fotografię międzynarodową. Prace opisywane były i analizowane przez tak ważnych krytyków jak: Adam Sobota, Krzysztof Jurecki, Marianna Michałowska, Elżbieta Łubowicz, Stefan Czyżewski, Stefan Wojnecki, Piotr Wołyński, Grzegorz Przyborek, Adam Mazur, Andrzej Bator, Ireneusz Zjeżdżałka, Lech Lechowicz, Marek Grygiel, Krzysztof Wojciechowski, A. Coleman, Irina Czmiriewa, Marek Janczyk i in.
O dokonaniach na polu pisarsko-redaktorskim już nie wspomnę...
Jeśli „amatorzy” mają taki dorobek artystyczny, to w Polsce jest niewielu „zawodowców”. Czy widział Pan wystawę we Wrześni lub książkę, czy też swoje opinie opiera Pan na tym, co pokazuję na tym blogu? Pełna prezentacja projektu jest tylko w książce.
Pozdrawiam...
Zacznijmy może od tego, że patrząc na Kolekcję Wrześnieńską odpowiemy sobie na jedno proste pytanie. Jaki pożytek z tych wszystkich Tomaszczukowych dystynkcji i zaszczytów płynie dla widza, który łaknie kontaktu z ambitną, wyjątkową estetycznie fotografią? Odpowiedź - żaden.
OdpowiedzUsuńAby być dobrze zrozumianym, uściślijmy. Należy rozgraniczyć sferę teorii fotografii, od sfery praktyki. Można być ciekawym teoretykiem fotografii, np. historykiem, a marnym fotografem. Można uprawiać sztukę konceptualną, być uznanym artysta konceptualnym i być jednocześnie marnym fotografem. Jedno nie kłuci się z drugim (a w mojej opinii nawet współgra). Ba, można być dobrym fotografem w przypadku używania materiału cz.-b., a kiepski w przypadku kolorowego. A wchodząc jeszcze bardziej w szczegóły, można np. być mistrzem cz.-b. pejzażu, a nie radzić sobie z cz.-b. portretem. Historia polskiej fotografii zna już takie przypadki.
Nie wiem, za co spadły na Tomaszczuka te wszystkie szczęścia? Być może za jego wkład teoretyczny, konceptualny? I zasług tych (jeżeli takie posiada?) mu nie odmawiam. Mnie interesuje jego praktyka z materiałami barwnymi. I gdy pisałem o amatorstwie Tomaszczuka, to oceniałem wyłącznie jego dokonania w ramach Pańskiego projektu i tego konkretnego typu kolorowej fotografii.
Po Pana komentarzu przeszukałem Internet dokładniej i ponownie nie znalazłem żadnych kolorowych fotografii Tomaszczuka, które wpłynęłyby na zmianę mojej opinii. Ale być może do czegoś nie dotarłem? Jeżeli ktoś zna jakieś ukryte, kolorowe skarby Tomaszczuka z innej serii, proszę o wskazanie.
Podtrzymuję więc swoją diagnozę. Tomaszczuk nie czuje koloru i nie rozumie języka kolorowej fotografii na tyle, by stworzyć, same w sobie, godne podziwu obrazy - zamknięte w jeden spójny graficznie, czysty gatunkowo cykl. O spójności graficznej zaprezentowanego cyklu można powiedzieć tyle, że tylko po powtarzalności tych samych błędów daje się wywnioskować, iż tworzyła je wyłącznie jedna osoba.
Uff, krytyka miażdżąca, ale powinna być podpisana... A tak warta jest tyle, co każdy anonim ;))
OdpowiedzUsuńUważam, że krytyka "Anonima", jest rzeczowa i trudno się z nią nie zgodzić. Jeśli nie ma się nic do powiedzenia, to najłatwiej napisać, że jest tyle warta ile każdy anonim. Prawda, panie Wilczyk.
OdpowiedzUsuńWidziałem ostatnie trzy? wystawy. Pana Tomaszczuka, pani Majak i Adama Lacha.
Nie wdając się w dyskusję, bo anonimy nie są nic warte, napiszę, że nie widzę fotografii przez duże "F", a widzę nieudolne próby zrobienia czegoś z niczego.
Od dna odbija trochę Lach.
Niestety, obawiam się o dalszy kształt kolekcji, ponieważ pan Śliwczyński zapraszał pokoleniowo i towarzysko znanych sobie, a obecny kurator, którego nazwiska nie pomnę, nawiąże do własnego grona znajomych. Mam nadzieję, że nie.
Wbrew pozorom ten światek jest mały. Układy towarzyskie widać doskonale właśnie po takich projektach, czy ostatniego Biennale w Poznaniu, gdzie wystawa główna, poza dwoma wyjątkami, była ostatnia artystycznie. Ktoś już prowadził wojenki w obronie Biennale, ale nikogo nie przekonał do swoich kryteriów sztuki.
Poszukajcie fotografów spoza grona znajomych i przyjaciół. Jeśli nadal będziecie promować swoje towarzystwo, to za lat kilka lub dziesiąt ktoś może dojść do wniosku, że fotografią zajmowali się ślepcy, bo nie zauważyli polskiego Streita lub Vivian Maier.
Mógłbym rozwinąć temat i myśli, lecz anonimy nie są nic warte, dlatego w dużym skrócie i chaotycznie. Pozdrawiam wszystkich, a tych zniesmaczonych szczególnie.
Dzisiaj kuratorem Kolekcji Wrzesińskiej jest Karol Szymkowiak. On zaprosił dotąd: Adama Lacha, Rafała Milacha (wystawa i książka w maju/czerwcu), a następny będzie Filip Springer. Trudno byłoby wcześniej – przed zaproszeniem ich do Kolekcji – nazwać ich kolegami kuratora. Chociaż nie jestem już kuratorem – sam zrezygnowałem, nikt na mnie nie naciskał – patrzę z sympatią i zainteresowaniem na realizacje, jakie w ramach Kolekcji powstają. Uważam, że Karol „trzyma poziom”, no i bardzo dobrze!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Anonimowego, chociaż wolałbym rozmawiać z żywym człowiekiem, który ma odwagę cywilną, aby z odsłoniętą twarzą głosić swoje poglądy. Odsłoń się Anonimie, będzie Ci lżej...
g1o76d2p76 v3l23m9g29 k9c19z6f47 x2h96o1j17 q1j74e4i39 d7a02u9b38
OdpowiedzUsuńbirkin bags
OdpowiedzUsuńoff white clothing
kevin durant shoes
off white clothing
fear of god hoodie
supreme clothing
fear of god outlet
golden goose sneakers
giannis antetokounmpo shoes
a bathing ape