wtorek, 2 stycznia 2018

Byliście kiedykolwiek w sanatorium? Ja tak! Niezłe jaja! (część 1)

Na początku wstęp: nie wiem, czy uda mi się dzisiaj napisać wszystko, co bym chciał, bo pora coraz późniejsza, ale gdybym musiał przerwać, to zaznaczę to w tytule jako „część I”, co będzie oznaczało, że „dokończenie nastąpi”.  

Teraz zaczyna się wpis właściwy. 

Otóż, od 29 listopada do 20 grudnia 2017 roku byłem pełnoprawnym, prawdziwym kuracjuszem. Podopiecznym Sopockiego Uzdrowiska Helios Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Groźnie brzmi, prawda? To tylko pozory, ponieważ trafiłem tam z normalnego zaciągu, czyli z NFZ-u (Narodowego Funduszu Zdrowia, operatora pieniędzy na opiekę zdrowotną, które każdy z nas przymusowo powierza Państwu Polskiemu w nadziei, że ono zapewni mu dobrostan na duchu fizycznym i psychicznym). Nie wiem tego na 100%, ale wydaje mi się, że byli tam „zwykli” ludzie, tacy jak my, a nie sami funkcjonariusze tego resortu. Chociaż – kto wie, wszak sztuka kamuflażu akurat tej profesji była i jest dobrze znana.
Kartka na drzwiach do Kawiarni

Dla niezorientowanych napiszę, że procedura wyjazdu do sanatorium jest taka: 
1. trzeba powiedzieć swojemu lekarzowi rodzinnemu, że chce się pojechać do sanatorium (wiele lat sądziłem, że mówi się i pisze „senatorium”, ale to chyba coś innego, tylko dla senatorów);
2. wtedy Pan lub Pani Doktór (zawsze z wielkiej litery!) wypisze albo nie wypisze, ale najczęściej wypisze, skierowanie
3. skierowaniu towarzyszą wskazania na co potrzebujemy leczenia sanatoryjnego, czyli zabiegów
4. te papiery wysyła się, już nie pamiętam, czy robi to gabinet Lekarza Rodzinnego (zawsze wielką literą!), czy też my (zawsze literką malutką) do NFZ-u, który 
5. umieszcza nas na liście oczekujących, którą można sobie śledzić w internecie. Na starcie jest się tak mniej więcej na miejscu 55 tysięcy coś, ale z każdym dniem ono maleje
6. gdy w 2015 my rozpoczynaliśmy swoją karierę na liście NFZ pisano, że „przybliżony czas oczekiwania na skierowanie” wynosi 18 miesięcy, ale teraz podobno pisze się już bardziej realistycznie: „około 20 miesięcy”, przy czym „około” należy rozumieć bardziej jako  21-22-23 miesiące niż 19 miesięcy.
7. tak czy inaczej w końcu przychodzi ten wyjątkowy, upragniony jak inicjacja seksualna dzień i dostajemy listownie skierowanie do konkretnego uzdrowiska. Wcześniej można dzwonić w dokładnie określonych godzinach do call center w NFZ-ecie i prosić o taką lub inną lokalizację, co ponoć „w miarę możliwości” (cokolwiek to znaczy) jest respektowane.


Jedna z kartek na jednej z licznych sanatoryjnych tablic ogłoszeń


Jak już mamy skierowanie – gdzie prawie wszystko, np. o której przybyć i co zabrać, jest dokładnie opisane – jedziemy. 

cdn

5 komentarzy:

  1. Nieźle się zaczyna, niecierpliwie czekam na kolejny odcinek.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeśli konsumpcja jest obowiązkowa, to chyba jest też jakiś "zestaw obowiązkowy" ? :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Prawdę mówiąc, nie byliśmy ani razu na żadnym wieczorku tańcującym, zaglądnąłem 2-3 razy, ale tylko po to, żeby sobie kupić piwo i zabrać je do pokoju. U mnie z tymi tańcami, to mi przeszło tak w latach 70. Poza tym byłem z żoną, czyli wziąłem drewno do lasu...

    OdpowiedzUsuń
  4. Konsumpcja wygrała wszystko :P

    OdpowiedzUsuń