niedziela, 20 lutego 2011

Zostałem zapłodniony - ciekawe co urodzę...

Po rozmowie na Skype z Andrzejem Jerzym Lechem (który ma sporo wiedzy też o drukowaniu cyfrowym), a także po głębokim namyśle i po ponownym obejrzeniu mojej analogowej kolekcji fotografii (zdjęcia własne i cudze, z kraju i zagranicy) - już wiem: jestem w błogosławionym stanie. Jestem i pozostanę przy procesie klasycznym! Negatyw, ciemnia, odbitki, suszenie, oprawianie - wszystko własnymi rączkami; moje zdjęcia mają być moje w pełni, energia, którą w nie wkładam musi udzielić się innym.
Gdybym wydruki powierzał urządzeniu, a może nie daj boże jakiemuś anonimowemu laborantowi, to przecież odbitka nie byłaby moim dzieckiem! Byłaby w najlepszym przypadku mniej lub bardziej podobnym pasierbem. Oryginałem w pełni tego słowa znaczeniu jest tylko odbitka autorska, która „zawiera” nie tylko pomysł i optymalne naświetlenie, ale również - pracę. Dość żmudną, a czasem niezdrową i pełną niedoskonałości (które trzeba ze wszystkich sił minimalizować!), ale za to dającą nieopisaną rozkosz, kiedy coś wyjdzie tak jak chcemy. Nie, tego nie dam się pozbawić.
Nie kupuję drukarki.
Poza tym, dzięki temu, że w zasadzie prawie cały fotograficzny świat jest już cyfrowy, ceny vintage print idą w górę! Będę bogaty, a jak nie ja to moi spadkobiercy, hi, hi. Chyba, że to co robię jest zupełnie bezwartościowe...
Koniec pisania - idę do ciemni, na 20-leciu „Pałuk” w Żninie wykonałem wczoraj portret zbiorowy całej redakcji, która po brzegi wypełniła scenę domu kultury... Moja klasyczna odbitka (negatyw 5x7 cala) będzie prezentem dla zaprzyjaźnionej redakcji...

8 komentarzy:

  1. heh, a wlasnie mialem napisac jakis złośliwy komentarz do Twojego poprzedniego wpisu... ;)
    poza tym sam dokonałem bardzo niedawno poważnego zakupu (bynajmniej nie cyfrowego). ale myślę że rozmowa na ten temat (mam szczerą nadzieję, że nawet więcej niż rozmowa!) to już osobiście niedługo...

    OdpowiedzUsuń
  2. Panie Waldemarze, jeżeli chodzi o rynek sztuki to Pan Lech ma, bez cienia wątpliwości, sporą wiedzę na ten temat i sam chętnie posłuchałbym jego rad. Rzeczywiście, analizując aukcje na polskim rynku, np. tę:

    http://www.fotoconnect.pl/index.php/aukcje/kolekcjonerska-aukcja-fotografii-fundacji-arton-w-siedzibie-bre-bank/

    przy najwyżej wycenionych pracach widać najczęściej notkę: "odbitki srebrowo-żelatynowe" i "vintage print"... Ale już przy fotografii np. autorstwa Natalii LL takich notek nie ma, a cena hoho (edycja 1/3 oczywiście robi swoje)... Zostawiając moją recepcję tej fotografii na boku... myślę, że różnie może być z tą analogowością za kilka lat. Na rynku kolekcjonerskim jest ona uzasadniona poprzez swego rodzaju unikatowość, jaka wynika z przygotowania poszczególnych odbitek (+ nakład pracy). Rynek ten (z tego, co widzę) rządzi się jednak specyficznymi regułami, które niejednokrotnie dosyć trudno pojąć. Bo jak tu ogarnąć rozumem, że jakieś tam fotosy aktorów odgrywających hitlerowców po kilku (już legendarnych) cięciach szabli uzyskują w Londynie oszałamiającą cenę 481 000 funtów...

    Myślę, że warto popróbować z drukami "podrasowanych" (retusz paproszków, ostrzenie itp.) skanów - chociażby dla zaspokojenia ciekawości... Może Pan Lech ma złe doświadczenia, ale są tacy, którzy mają dobre... Nieważne, każdy ma swoją ulubioną metodę i niech tak zostanie.

    Na marginesie, jutro jadę spojrzeć na moje cyfrowo-drukarkowe "plwociny" x 20 ;)

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Do Seviliana: czuję, że coś wielkoformatowego kupiłeś, mam rację?
    Do Krzysztofa: żeby było wszystko jasne - nie kwestionuję innego podejścia do fotografii, nie krytykuję wydruków, odbitek z labów ani całego świata fotografii cyfrowej. Stwierdzam jedynie, że MOJĄ FOTOGRAFIĄ jest i pozostanie fotografia analogowa. Z tymi cenami na odbitki to taki mały żarcik był - nie sądzę, abym kiedykolwiek sprzedawał swoje prace. To po pierwsze. Po drugie - daleki jestem od wartościowania fotografii ze względu na ceny jakie osiągają na aukcjach. Historyczna fotografia przeważnie jest najdroższa, ale czy zawsze jest „lepsza”? Rynek kolekcjonerski - a dotyczy to nie tylko fotografii - rządzi się swoimi prawami. To świat finansów, a nie sztuki... Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Uff. A już ostatnio krzyczałam: "mamo, Śliwczyński kupuje sobie drukarkę do zdjęć, co to się porobiło". Gratuluje wyboru cierpliwości i magii...no i wiadomo..satysfakcji

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo dziękuję! Pozdrawiam serdecznie, mamę też!

    OdpowiedzUsuń
  6. Hehe, no to cały tok mojego rozumowania opierał się na... No dobra, łyknąłem, a teraz musiałem przełknąć... niespodziankę ;)

    Muszę jednak coś sprostować - w mojej wypowiedzi także nie ma sygnałów, że uważam, iż to, co najdroższe, uznane, omawiane, opisywane jest naj-... I może to być vintage print w bardzo dobrym stanie, wyceniony na bajońską sumę. Bardziej interesuje mnie próba czasu, a tę rozumiem jako coś więcej niż proces blaknięcia odbitki... Swoją drogą blakną analogowe i cyfrowe. Litery też blakną, ale książek przecież nikt nie czyta, a jeśli czyta, to nie rozumie, jeśli zaś czyta i rozumie, to bardzo szybko zapomina - jak to kiedyś napisał Autor "Dzienników gwiazdowych"...

    Miłej pracy w ciemni i do poczytania :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Czucie Cie nie myli Waldek :)

    OdpowiedzUsuń
  8. witam
    popieram tą decyzję
    poprzedni wpis też mnie trochę zaskoczył
    pozdrawiam
    Kuba

    OdpowiedzUsuń