czwartek, 16 czerwca 2011

Tak sobie kiedyś z Erykiem korespondowałem...

W sobotę w Słupcy będę opowiadał o swojej twórczości (na przykładzie „Ciszy”) oraz o Ireneuszu Zjeżdżałce. Szukając w swoim kompie wszystkiego, co ma związek z Erykiem natrafiłem na taki sobie liścik. Nie wiem dokładnie kiedy powstał, ale jest odpowiedzią na jakieś jego pytanie. Przypuszczam, że ten tekst mógł powstać ok. 2005. Nie znalazłem niestety ani jego pytania, ani odpowiedzi. Oto ten liścik:


Strawiński zarzucił nowej muzyce, że nie jest komponowaniem tylko filozofowaniem – ale jeśli jest tu filozofowanie, to bardzo mętne i nie wiadomo, po co są do tego dźwięki – publiczność w dodatku niewiele rozumie, śmieje się tam, gdzie nie trzeba, a nie śmieje się tam, gdzie trzeba – w rezultacie chaos zwielokrotniony, a do tego, czego już wybaczyć nie sposób, nuda. Myślę, że ten awangardyzm koncepcyjny nic już nie da (…). Muzyka kariery filozoficznej nie zrobi, bo zawsze pokona ją – sama filozofia. (…)
Stefan Kisielewski, Dzienniki, 22 września 1968
Myślę, że słowa Kisiela wypowiedziane prawie czterdzieści lat temu pasują jak ulał do sytuacji dzisiejszej fotografii. Klasyczna fotografia upada (jest parę znaczących wyjątków), a dzisiejsi „postępowi” twórcy zajmują się bardziej wymyślaniem skomplikowanych „teorii” do lichych fotografii niż wytwarzaniem ciekawych zdjęć. 
Każda generalizacja tego rodzaju jak powyżej jest krzywdząca dla niektórych artystów, ale nie zmienia to zasadniczo sytuacji współczesnej fotografii w Polsce; ta bowiem jawi mi się przede wszystkim jako wszechwładny postmodernizm, cokolwiek to słowo znaczy. Nieostrość tego pojęcia jest bardzo adekwatna do zjawisk, jakie obejmuje, czyli nieokreśloną magmę myśli, koncepcji, nurtów, dążeń i realizacji artystycznych. Postmodernizm to metafora i nazwa zbiorcza dla bardzo wielu niejednorodnych i często rozbieżnych tendencji. To bardziej pewna postawa ideowa niż nazwa kierunku w sztuce. 
Piszący o fotografii (celowo nie użyłem wyrażenia „teoretycy fotografii”, ponieważ według mnie nie istnieje jeszcze dyscyplina badawcza o nazwie „teoria fotografii”, a jedynie uprawiana jest pewna przednaukowa refleksja o fotografii, która być może w przyszłości wykrystalizuje się w postać naukową) nie ułatwiają publiczności zadania, bowiem jak dotąd nie wypracowali nawet terminologii opisu tej dziedziny twórczości. Książki o fotografii pisane są dość ciężkim, bo wieloznacznym językiem, przeważnie z nieokreślonego teoretycznego punktu widzenia. Nie istnieje coś takiego jak „ogólna teoria fotografii”. Można odnieść wrażenie, że każdy z badaczy mówi sam do siebie, opowiadając się za tym czy innym rozstrzygnięciem, zajmując jedynie jakieś stanowisko w takiej czy innej sprawie. Uzasadnienia występują najczęściej jedynie szczątkowo, sprowadzając się przeważnie do przytaczania poglądów myśliciela X czy Y, traktowanego jako guru głoszącego prawdy objawione. W polskim piśmiennictwie „teoretycznym” nie ma właściwie sporów i polemik, co jest zupełnie naturalne – nie może ich być tam, gdzie nie występuje dialog, a jedynie prezentacja monologów. 
Polskie pisanie o fotografii nie doczekało się dotąd żadnego badacza, który dostrzegłby rolę „badań podstawowych”, który zebrałby i uporządkował dotychczasowy stan badań nad teorią fotografii. Taka „ogólna teoria fotografii” powinna zawierać na przykład podstawowe ustalenia terminologiczne, zbiór (listę) podstawowych problemów, którymi zajmuje się teoria fotografii, opisy swoistych procedur badawczych, określenie przedmiotu badań i wiele innych rozstrzygnięć, a nawet hipotez. Wychodząc z różnych założeń filozoficznych można w różny sposób tworzyć taką naukę. Przede wszystkim trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie, czym ma być owa „ogólna teoria fotografii”: tworem czysto spekulatywnym („wymyślonym”) i zarazem normatywnym, czy też pewnym systemem twierdzeń mającym oparcie w empirii, czyli w tym, co do tej pory na ten temat napisano? Osobiście uważam, że lepsze jest to drugie podejście. 
Mówiąc obrazowo – nie chodzi o to, aby usiąść przy biurku i „wymyślić” kolejną definicję fotografii i potem domagać się uznania jej za „obowiązującą”, ale żeby zdać sprawę z różnego użycia tego słowa w różnych kontekstach, przez różnych badaczy, w różnych okresach historycznych. Sam, jak dotąd nie przeprowadziłem gruntownych i rzetelnych badań historycznych nad tym problemem, ale nawet powierzchowna znajomość literatury przedmiotu pokazuje, że słowo „fotografia” używane było i jest, w co najmniej kilku znaczeniach. Zadaniem teoretyka fotografii jest między innymi postarać się zebrać te znaczenia i ewentualnie pogrupować z uwagi na jakieś podobieństwa.
Itd.

Eryk i Ania (2007 lub 2008)

Eryku – to tylko takie sobie pisanie, bardziej notatkowanie niż gotowy tekst. Mam oczywiście znacznie więcej takich rozproszonych „notatek”, o wiele konkretniejszych, z analizami konkretnych tekstów „teoretycznych”, mam to na papierze, a nie w kompie, dlatego nie mogę Ci przesłać. Przesyłam ci te dwa teksty po to, żebyś wiedział, że coś tam sobie dłubię. Mnie uczono, że zanim się zacznie kroić jakiś tort, trzeba mieć ostre narzędzia. Myśleniu o narzędziach „krojenia” rzeczywistości fotograficznej poświęcona jest moja refleksja. Czytając teksty guru „dociekań fotograficznych”, czyli Benjamina, Barthesa, Sontag, czy ostatnio – Soboty (najmniej problemów), Michałowskiej, Sikory, czy chociażby Czyżewskiego i innych autorów KF, zauważam, że bardzo trudno jest mi ich zrozumieć. Oczywiście, że istnieje możliwość, że coś ze mną jest nie tak, że nie nadążam, dlaczego jednak nie mam takich problemów ze starszymi autorami – Janem Białostockim, Adamem Bochnakiem, Władysławem Tatarkiewiczem i innymi? 
Mam swój plan działania, opracowywania szczegółowych zagadnień, mniej więcej wiem, czego chcę, ale – musze to przyznać – jestem jeszcze „daleko w polu”. Inne, bieżące sprawy, absorbują mnie zbyt mocno. A najchętniej uprawiałbym cały dzień fotografię oraz refleksję teoretyczną nad sposobami jej badania (naukowego). Bo mnie – w „metafotografii” – interesuje tylko podejście naukowe, krytyka artystyczna (fotograficzna) wydaje mi się zbyt subiektywna i taka „dowolna”. „Prawdziwa” jest każda wypowiedź krytyczna, każde tzw. odczytanie dzieła jest równouprawnione, co też może być interesujące poznawczo (np. zbieranie, klasyfikowanie, analizowanie różnych interpretacji tego samego zdjęcia, czy zbioru fotografii). Przedmiotem badania w ramach tego, co nazywa się „badaniem fotografii”, jest bardzo rozległa sfera zjawisk. Samo wymienienie tych zjawisk zajęłoby wiele miejsca. 

Łezka się w oku kręci - nie mogę już do niego napisać, choć dużo o nim myślę, śnił mi się dwa dni (noce) temu - przybył na Ziemię, był wesoły, cieszył się ze spotkania, że znowu jest z nami, wrócił jakby z dalekiej podróży. Wyglądało na to, że jest zadowolony z tego, co dzieje się teraz z „Kwartalnikiem”, z książki o sobie. Wydawało mi się, że dostaję pochwałę...

5 komentarzy:

  1. Z chęcią bym przeczytał te Twoje "notatki" papierowe. Diagnoza Eryka słuszna, choć sytuacja zaczyna się zmieniać - coraz mniej teorii u młodych fotografów.
    pozdr.
    witek k.

    OdpowiedzUsuń
  2. Witku, o jakiej diagnozie Eryka piszesz? Cały tekst powyżej jest mojego autorstwa, a to co kursywą na dole to dopisek do tekstu powyżej. Mam do Ciebie prośbę - kiedyś pisałem do Ciebie co (w skrócie) rozumiem przez pojęcie „teoria fotografii”; czy masz może gdzieś tego mejla? Zmieniłem jakiś czas temu komputer i tamten mejl trafił do chmury z napisem „niebyt”.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ok. Źle to odczytałem, myślałem że pierwszy fragment pochodzi od Eryka. Więc zgadzam się z tym, że do niedawna w polskiej fotografii sporo było zdjęć, którym towarzyszyło silne tło teoretyczne. Efektem tego był przerost treści nad formą. Zgadzam się również z rozmyciem pojęcia postmodernizm. Choć tu warto zaznaczyć, że jest ono w Polsce nadużywane, a na podstawie obcej literatury z łatwością można wyznaczyć granice postmodernizmu w fotografii, które nie obejmują twórczości większości polskich twórców pretendujących do tego pojęcia. Zgadzam się również z potrzebą badań podstawowych. Choć nie koniecznie na polu teorii fotografii - badania fotografii polskiej trzeba zacząć od podstaw. A co do maila o którym piszesz, to nie przypominam sobie nic takiego - pamiętam za to naszą długą wymianę zdań na blogu, która nie zniknie nawet jak stracisz maila :) Czy to o nią ci chodzi?

    http://sliwczynski.blogspot.com/2009/02/od-witka-kanickiego.html

    OdpowiedzUsuń
  4. Witek, jesteś nieoceniony! Tak, o to mi chodziło - zapomniałem, że to się działo na moim blogu, no cóż... demencja. Bardzo dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
  5. Cieszę się, że przeczytałem ten wpis, w tej formie i z tymi zarzutami na Pańskim blogu. Ja od kilku lat, jeszcze w korespondencjach z Erykiem (znaliśmy się tylko w sieci, nigdy nie udało nam się spotkać) topiliśmy rodzimą krytykę za posługiwanie się językiem i logiką zbliżoną do tej, która jest naturalna dla czarowników. Czarownicy w tym przypadku i w tym znaczeniu bardziej przerzucają się czarami, by drugi miał szerzej opadającą szczękę, jednak sami z siebie tych czarów nie kapują. I co jeszcze dodam, to to, że nie będzie lepiej. W czasie, gdy obraz był pociągający, nikt nie zajął się obudzeniem w ludziach potrzeby świadomego z nim kontaktu. Polski, matma, rosyjski, plastyka, zpt i wuef. Teraz obrazu jest masa. Pozostaje czekać na nowy model teoretyka, który ogarnie rzeczywistość, w której najwyżej cenionym obrazem "prawdziwej rzeczywistości" jest fota/film z telefonu komórkowego wrzucona na alert24.pl, podpisana przez anonimowego niemal autora. Kunszt fotografa to synonim wycackania, chłodnego spojrzenia itp.

    W takiej sytuacji szukanie szuflad dla polskiej fotografii wydaje mi się niecelowe. Nowego stylu nie ma. Nie mamy wyraźnego produktu eksportowego, tak wyraźnego jak choćby Duesseldorf, HGB, ITF itp.

    Miałem wielkie nadzieje w tym, że właśnie Eryk jakoś to poskłada.

    OdpowiedzUsuń